They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

: - Gestapo za¿¹da³o jakiegoœ cz³owieka znaj¹cego doskonale jêzyk niemiecki, w mowie i piœmie, i umiej¹cego rysowaæ. Zarekomendowano Schulza. Prawdopodobnie zarekomendowa³ go Backenroth. W ten sposób sta³ siê protegowanym Landaua. A.: - To by³ dziwny gestapowiec. Zna³ wszystkie ¿ydowskie obrzêdy i œwiêta. Robi³em u niego w mieszkaniu instalacjê elektryczn¹. Kiedy przychodzi³em, sta³o przygotowane jedzenie, dla niego i dla mnie. Papierosek dla mnie. Ale kiedy podczas jedzenia ktoœ zapuka³ do drzwi albo wszed³, Landau zaczyna³ t³uc talerze, biæ, krzyczeæ, a gdy zostawaliœmy sami, usprawiedliwia³ siê. Pracowa³em tam jakieœ trzy, cztery dni, kiedy przyszed³ Schulz i zacz¹³ mu rysowaæ portret. Portret albo pejza¿, nie pamiêtam dok³adnie, co. Potem przyszed³ ten krwawy czwartek, 19 listopada 1942. Ta akcja ró¿ni³a siê od innych tym, ¿e nie wzywano do punktu zbiorowego, ale strzelano na ulicach. F.: - Œmieræ Schulza by³a wynikiem osobistych porachunków Landaua z innym gestapowcem, Karlem Guntherem, którego pupila wczeœniej zastrzeli³ Landau. Schulz szed³ rano do Judenratu z adwokatem Friedmanem i kiedy z ulicy Mickiewicza nadbieg³ Gunther, Friedman uciek³, a Schulz, fizycznie bardzo s³aby, zosta³. Nie wierzy³, tak myœlê, ¿e zginie. Gunther jednak podbieg³ do niego, krzykn¹³, ¿eby siê odwróci³, i strzeli³ mu dwa razy w g³owê. Podobno mia³ ma³y, damski pistolet. Schulz przele¿a³ na ulicy do wieczora. Trupów nie wolno by³o zbieraæ. Le¿a³y do nastêpnego dnia. Ale Friedman zdoby³ siê na odwagê i w nocy zabra³ go stamt¹d. Razem z mecenasem Rot-tenbergiem zawieŸli jego i jeszcze kilka trupów na cmentarz. I tam ich zakopali. A.: - Ja nie wiem, jak to siê sta³o, czy wyszed³em tego dnia wczeœniej z getta, ale widzia³em id¹cych tam Niemców i czarn¹ policjê. Zaczê³a siê strzelanina. Na kogo popad³o, przez okna, przez drzwi. Przyszed³em do Landaua. Zapyta³, gdzie jest Schulz, nie, nie Schulz, Bruno. Gdzie jest Bruno. Powiedzia³em, 124 ¿e nie wiem, ale s¹ w getcie Niemcy i czarna policja. Dobrze, dobrze, on na to, muszê iœæ popatrzeæ. W tym momencie wszed³ Gunther, zadowolony, z chytrym uœmiechem. "Ty wiesz, co ja dzisiaj zrobi³em? Zastrzeli³em twego ¯yda". "Co, co?" "Boœ ty zastrzeli³ wczoraj mojego ¯yda, Lowa". "Ale popatrz, ja mam tutaj zaczêty rysunek, kto mi go skoñczy?" "A ty idŸ, zobacz, na czym ja œpiê, on mi mia³ zrobiæ ³ó¿ko, ja œpiê na ziemi, nie mam ³ó¿ka". Taka by³a rozmowa. Sam j¹ s³ysza³em. PóŸniej, kiedy wraca³em do domu, ju¿ siê uspokoi³o. Szed³em przez te ulice pe³ne trupów. Zabito ponad dwieœcie osób. Najwiêcej trupów by³o na Czackiego, ludzie tamtêdy szli do pracy. Na drugi dzieñ kazano nam zbieraæ te trupy. Ja te¿ zbiera³em. W jednym miejscu podchodzê, stoi grupka ludzi, mówi¹: popatrz, Schulz le¿y. Ktoœ siê odezwa³: nie bierzcie go, prosi³, ¿eby go pochowaæ obok mamy. A matka jego le¿a³a na starym cmentarzu. Poszliœmy dalej. PrzywieŸliœmy wozami trupy na nowy cmentarz. By³y ju¿ przez innych wykopane do³y. Wrzucaliœmy trupy jak kamienie, warstwa ludzi, warstwa ziemi. Cztery warstwy. Obróciliœmy tak cztery razy. Bruno Schulz zgin¹³ w dniu planowanej ucieczki na aryjskich papierach. Szed³ po chleb na drogê. By³ zmêczony lêkiem. Którego ze swoich uczniów podzieli³by los, gdyby jeszcze tym razem zdo³a³ unikn¹æ œmierci? B.O. mia³ wówczas jakieœ dwanaœcie lat. Smarkacze biegali po ulicach, widzieli zastrzelonych ludzi. By³ niedaleko koœcio³a, jeden mówi³ do drugiego, popatrz, tu le¿y cz³owiek. Podeszli. To by³ Schulz. Le¿a³ wzd³u¿ krawê¿nika twarz¹ do góry, z lew¹ rêk¹ wyci¹gniêt¹ na jezdniê. Na tej rêce mia³ zegarek. Z do³u ulicy szed³ ukraiñski policjant z tatrzañsk¹ lask¹. Podszed³ bli¿ej, zawo³a³ ch³opca i kaza³ mu zdj¹æ zegarek z rêki trupa. Ch³opiec pos³ucha³, policjant wyj¹³ z kieszeni chusteczkê do nosa (brzydzi³ siê wzi¹æ ten zegarek do rêki) i pokaza³, by po³o¿y³ go w tym miejscu. Zawin¹³ chusteczkê wraz z zegarkiem i schowa³. Zadowolony poklepa³ ch³opca po ramieniu i ofiarowa³ mu na pami¹tkê tatrzañsk¹ ciupagê. A.: - Dla zastraszenia te trupy mia³y le¿eæ na ulicach. Kiedy tam przyszed³em, du¿o ludzi by³o ju¿ rozebranych. W nocy, 125 nie wiem - miejscowi czy ¯ydzi, porozbierali ich. Byli tacy, co nie mieli w co siê ubraæ. Ja sam kiedyœ wzi¹³em z trupa buty. Przyznajê. Wzi¹³em. Chocia¿ u nas, w naszej wierze, ¿ydowskiej, to jest zabronione. Nie wolno nosiæ butów po nieboszczyku. F.: - Najwiêksza akcja by³a w sierpniu 42 roku. Wywieziono wtedy z Drohobycza oko³o piêciu tysiêcy ludzi. Do Be³¿ca, do komór gazowych. W tym i mojego ojca. Przeciêtnie w ka¿dym wagonie by³o oko³o siedemdziesiêciu ludzi. A.: - Niewielu siê uratowa³o. Nie mam ¿adnego ¿alu do Polaków. Jeden jedyny ¿al, mnie siê to nie zdarzy³o, ale innym, ¿e nikt nas nie chcia³ przyj¹æ, tych, którzy uciekali z poci¹gów. Ja wiem, im grozi³a œmieræ nie mniej od nas, gdyby ich z³apali. Ukraiñcy brali ¯ydów, przetrzymywali miesi¹c, wycyckali wszystkie pieni¹dze, a potem szli i meldowali - u mene w chati jest ¯ydy, iditie, zabirajtie. F.: - Nasz ksi¹dz na plebanii przechowa³ dwadzieœcia osób. A.: - By³y wspania³e wypadki w Drohobyczu. F.: - Tam, ko³o domu, gdzie mieszka³ twój wujek Schwartz, na Samborskiej, mieszka³ Ukrainiec, Pysk. Czterdzieœci trzy osoby w piwnicy ukrywa³. W wyrytym bunkrze pod domem. Wyobra¿asz sobie, co to znaczy³o, dawaæ codziennie jeœæ czterdziestu trzem osobom! A.: - Gotowa³ ca³e baniaki jedzenia i mówi³, ¿e idzie nakarmiæ krowy. I spuszcza³ to do nich. Podobno kiedyœ oni siê tam na dole zaczêli k³óciæ - ty daj mi wiêcej, bo ja p³aci³em, a ty nie. On wtedy zszed³ do nich z orczykiem i zaczai ich tam wszystkich ok³adaæ. "Ja wam ¿ycie ratujê, a wy siê tutaj k³ócicie, ¿eby us³yszeli, ¿eby mnie zabili". Wszyscy prze¿yli wojnê. By³a inna grupa, która posz³a do lasu, ale po drodze ktoœ doniós³ i rozwalili ich. F.: - Niemcy bali siê iœæ do lasu. Tchórze byli. Banderowców siê bali. Abraham znany by³ w Drohobyczu jako traktorzysta we wszystkich ¿ydowskich obozach pracy. JeŸdzi³ na niemieckim traktorze, tak zwanym buldogu. Pracowa³ w gospodarstwie rolnym, potem w dachówczarni, póŸniej przy destylacji benzyny. Do obozu, gdzie mieszka³, przywozili rzeczy z rozstrzelanych ludzi. Wchodzi³ do magazynów i wk³ada³ na siebie dwie, trzy pary spodni, koszule, a potem zamienia³ ubrania na chleb. Ba³ siê. 126 Fredek by³ najpierw w stolarni, potem w dachówczarni. Uratowany z segregacji, straci³ w Lesie Bronickim matkê