They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Wczoraj byłam zmęczona. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Dzisiaj czuję się lepiej. - Ostatnia noc była chyba nocą śpiących policjantów. Dochodzi się do takiego momentu, kiedy już nic nie można z siebie wycisnąć. Zostaje tylko puste, szare zmęczenie. Wczoraj byliśmy w takim punkcie. Opowiedział o przejażdżce do Simrishamnu, o tym, jak chodził od ławki do ławki. - Wszystko od początku przebiegłem myślami. Zdarza się, że można odkryć coś nowego. Ale o tym już wiesz. - Bardzo liczę na Ekholma- powiedziała.- Dobry program komputerowy jest w stanie przeczesać materiał śledczy i wyłuskać najmniej spodziewane warianty. Komputery nie myślą, ale czasami lepiej kojarzą od nas. - Nie mam do nich zaufania chyba dlatego, że się zaczynam starzeć - przyznał Wallander. - Co wcale nie znaczy, że nie życzę Ekholmowi powodzenia w jego behawiorystycznych poszukiwaniach mordercy. To przecież nieważne, kto zastawi pułapkę, byleby się tylko w nią złapał. Jak najszybciej. Przyglądała mu się z powagą. - Znowu zaatakuje? - Tak myślę. Mam uczucie, że w tym obrazie zabójstw jest, za przeproszeniem, coś niedokończonego. Czegoś brakuje. 294 I to mnie martwi, bo świadczyłoby o tym, że znowu może zaatakować. - Jak znajdziemy miejsce, w którym został zamordowany Fredman? - Nie znajdziemy. Chyba że dopisze nam szczęście. Albo jeśli ktoś coś słyszał. - Sprawdzałam, czy nie przyszły jakieś informacje od ludzi, którzy słyszeli krzyki. Nic takiego nie było. Nad ich głowami zawisł krzyk ofiary. Wallander huśtał się wolno na swojej przykrytej ceratą kanapie. - Rzadko rozwiązanie pojawia się całkiem nieoczekiwanie -powiedział, kiedy cisza stała się zbyt długa. - Chodząc od ławki do ławki w nadmorskim parku, zastanawiałem się, czy już nie pomyślałem o tym, co może być rozstrzygające. Mogłem mieć rację, ale to przegapiłem. Rozważała jego słowa w milczeniu. Od czasu do czasu zerkała na sąsiednie podwórko, gdzie bawiły się jej dzieci. - Nie uczyliśmy się w szkole policyjnej o ludziach, którzy skalpują swoje ofiary i wlewają im kwas do oczu - stwierdziła. -Rzeczywistość, co zresztą podejrzewałam, okazała się nieobliczalna. Wallander skinął głową, po czym wziął głębszy oddech i niepewny, czy sobie poradzi, opowiedział o swoich przemyśleniach w Simrishamnie. Wiedział z doświadczenia, że obecność słuchacza wpływa na zmianę perspektywy. Dzwoniąc do Ann-Britt Hóglund, miał nadzieję, że zlokalizuje źródło informacji, która mu umknęła. Mimo że słuchała w skupieniu, niemal jak uczeń słucha mistrza, nie przerwała mu ani razu, żeby wskazać na jakiś błąd albo źle wyciągnięty wniosek. Była pod wrażeniem jego niesamowitej umiejętnośclprzenikania i ogarniania wszystkich elementów śledztwa, które dla niej było całkowicie mętne. Nie miała nic do dodania ani do zaproponowania. Nawet jeśli wzory Wallandera były poprawnie zbudo- 295 wane, brakowało im podstawowych komponentów. Ann-Britt Hóglund nie mogła mu pomóc. Ani ona, ani nikt inny. Przyniosła filiżanki i termos z kawą. Przyszła jej córka i usiadła na hamaku koło Wallandera. Ponieważ nie była podobna do matki, przypuszczał, że jest podobna do ojca, który pracował w Arabii Saudyjskiej. Wallander nie miał jeszcze okazji go spotkać. - Twój mąż to chodząca zagadka - zauważył. - Zaczynam się zastanawiać, czy istnieje, czy tylko go wymyśliłaś. - Czasami też sobie zadaję to pytanie - odpowiedziała ze śmiechem. Dziewczynka weszła do domu. - Co z córką Carlmana? - spytał. - Svedberg kontaktował się wczoraj ze szpitalem. Kryzys co prawda nie minął, ale odniosłam wrażenie, że lekarze są trochę bardziej optymistyczni. - Nie zostawiła żadnego listu? -Nie. - Wiem, że przede wszystkim jest człowiekiem. Nic jednak na to nie poradzę, że traktuję ją jak świadka. - Czego? - Czegoś, co ma związek ze śmiercią jej ojca. Nie chce mi się wierzyć, że czas popełnienia samobójstwa jest przypadkowy. - Nie wiesz czemu wydaje mi się, że nie jesteś przekonany do tego, co mówisz? - Bo nie jestem. Brnę po omacku. Jest tylko jeden konkret w tym śledztwie: nie mamy żadnego tropu. - Niewierny, czy idziemy w dobrym, czy w złym kierunku? - Albo chodzimy w koło, albo drepczemy w miejscu, które się przesuwa, a nam się zdaje, że to myje zmieniamy. Wahała się przed zadaniem następnego pytania. - Może jest nas za mało? 296 - Do tej pory byłem temu przeciwny- przyznał Wallander. - Ale zaczynam mieć wątpliwości. Jutro rano ta kwestia znowu wypłynie. ......-., - Per Akeson? Wallander pokiwał głową. - A co mamy do stracenia? > - Mniejszym grupom łatwiej się poruszać. Można kontrar-gumentować, że im więcej głów do myślenia, tym lepiej, i że, jak mówi Akeson, możemy ogarnąć większy teren. Jak idąca szerokim frontem piechota. - Jakbyśmy urządzali obławę. Wallander skinął głową. Jej obraz był trafny. Brakowało tylko komentarza, że ich obława odbywa się na nieznanym terenie. I że nie wiedzą, kogo szukają. - Czegoś tu taj nie widzimy- powiedział Wallander po krótkiej ciszy. - Poza tym usiłuję sobie przypomnieć kilka słów, które ktoś powiedział. To było zaraz po zamordowaniu Wet-terstedta. Ale nie pamiętam, kto to był. Wiem tylko tyle, że to ważne. Ale wtedy było za wcześnie, żebym mógł je właściwie zrozumieć. - Zawsze powtarzasz, że praca policjanta to najczęściej kwestia triumfu cierpliwości. - Bo tak jest. Ale cierpliwość ma swoje granice. Coś się może wydarzyć akurat w tym momencie. Może zginąć człowiek. Nasze śledztwo nie polega wyłącznie na rozwiązaniu popełnionych zbrodni. Musimy zapobiec następnym. - Robimy wszystko, co w naszej mocy. - Skąd wiesz? Skąd wiesz, że dajemy z siebie wszystko? Nie znalazła odpowiedzi. Wallander też jej nie znał. Siedział jeszcze przez chwilę, o wpół do piątej podziękował za zaproszenie na obiad i ruszył do wyjścia. - Dziękuję, że przyszedłeś - powiedziała, odprowadzając go do furtki. - Będziesz oglądał mecz? 297 j ' * ł - Nie. Umówiłem się z córką. Ale myślę, że wygramy trzy do jednego. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Też tak typowałam. - No to oboje wygramy albo przegramy. - Dziękuję, że przyszedłeś - powtórzyła. - Za co mi dziękujesz? Że popsułem ci niedzielę? - Że uznałeś mnie za kogoś, kto ma coś sensownego do powiedzenia. - Już to mówiłem i chętnie powtórzę, że jesteś zdolną policjantką. Poza tym wierzysz w komputery. Ja raczej nie, ale może mnie przekonasz. Wallander wsiadł do samochodu i pojechał do domu. Po drodze zrobił zakupy. Potem położył się na leżaku na balkonie i czekał, aż będzie siódma. Nie wiedząc kiedy, zasnął. Potrzebował snu. Za pięć siódma był na Ósterportstorg