Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Oni? Anioł nie odpowiedział. Minął nas jeden, potem drugi – trzeciego zatrzymał Anioł chwytając go za ramię. Cześć. Tamten skinął. Miał wygoloną głowę. Dostrzegłam króciutką szaroczarną szczecinkę pod jego czapką. Nie miał brwi, oczy pozbawione wyrazu. Te oczy – to była sprawka Anioła. Potrzebuję trochę pieniędzy, powiedział Anioł. Moja przyjaciółka i ja jesteśmy głodni. Tamten włożył rękę do kieszeni, po czym wydobył z niej kilka banknotów i wręczył je Aniołowi. Anioł wybrał dwudziestkę i zacisnął jego dłoń na reszcie. Tyle wystarczy, dziękuję. Chłopak schował pieniądze i czekał. Życzę miłego wieczoru, powiedział Anioł. Tamten skinął głową i pomaszerował na drugą stronę ulicy, gdzie na następnym rogu czekali na niego obaj koledzy. Nikomu nie wydało się to dziwne. Anioł uśmiechał się do mnie. Czasami bywał tym Aniołem w chwilach, kiedy coś robił, czasami zaś po prostu Aniołem – kiedy był tylko ze mną. Teraz znów był Aniołem. Poszliśmy ulicą do baru szybkiej obsługi i usiedliśmy przy frontowym oknie, by przy jedzeniu nadal móc przyglądać się ulicy. Cheesburger i frytki, powiedziałam, nie zadając sobie trudu, żeby zajrzeć do obłożonego w plastik menu, leżącego na pojemniku na serwetki. Anioł skinął głową. Tak też myślałem, stwierdził. Zatem dla mnie to samo. Podeszła kelnerka z maleńkim, cienkim bloczkiem, żeby przyjąć zamówienie. Chrząknęłam. Poczułam, jak gdybym nie używała głosu od stu lat. – Dwa cheesburgery i dwa razy frytki – powiedziałam – a do tego dwie filiżanki... – Spojrzałam na nią i zamarłam. Nie miała twarzy. Jak nic, pustka od linii włosów aż do podbródka, subtelne, nieznaczne wypukłości w miejscach, w których powinny znajdować się oczy, nos i usta. Anioł kopnął mnie pod stołem, ale delikatnie. – I dwie filiżanki kawy – dokończyłam. Nie odezwała się – bo niby jak? – zanotowała sobie zamówienie i odeszła. Wstrząśnięta do głębi spojrzałam na Anioła, lecz on pozostawał spokojny jak zawsze. Jest nowo przybyłą, wyjaśnił mi Anioł i rozsiadł się na krześle. Za krótko, żeby wykształcić twarz. Ale jak wobec tego oddycha? zapytałam. Przez pory skóry. Na razie nie potrzebuje jeszcze dużo powietrza. No dobrze, ale co z... to znaczy, czy inni ludzie nie zauważają, że ona tam nic nie ma? Nie. To nie jest w gruncie rzeczy taki nadzwyczajny stan. Ty zauważasz to tylko dlatego, że jesteś ze mną. Pewne rzeczy przechodzą na ciebie. Lecz nikt inny tego nie dostrzega. Patrząc na nią, widzą taką twarz, jaką spodziewają się zobaczyć u kogoś takiego. I w końcu będzie miała taką twarz. Ale przecież ty masz twarz, powiedziałam. Zawsze miałeś twarz. Ja jestem inny, odparł Anioł. Pewnie, że jesteś inny, pomyślałam, patrząc na niego. Anioł miał piękną twarz. Nie był to jednak powód, dla którego zabrałam go do domu tamtej nocy, to miałam już dawno za sobą, choć ono było w nim – jego piękno. Był bowiem tak piękny, jak piękny winien być mężczyzna: harmonijne, czyste rysy, głęboko osadzone oczy, nieokreślony wiek. Istniał zaś jeden tylko sposób, by go opisać – odwróć wzrok, a zapomnisz wszystko z wyjątkiem tego, jak bardzo jest piękny. Ale on miał twarz. Miał ją. Anioł poruszył się na krześle – wyglądały niczym czyjeś stare krzesła kuchenne, na których nie można rozsiąść się wygodnie – i potrząsnął głową, bo wiedział, że trapią mnie przygnębiające myśli. Czasami myśli się o czymś i nie jest to przygnębiające, a potem myśli się o tym samym i wywołuje to przygnębienie. Anioł nie lubił, kiedy byłam przygnębiona z jego powodu. Masz może papierosa? zapytał. Chyba tak. Obmacałam swoją kurtkę i wydobyłam prawie pełną paczkę, którą mu podałam. Anioł zapalił i począł zabawiać nas oboje wypuszczając dym uszami i tocząc z oczu coś w rodzaju widmowych łez. Poczułam, że przez niego też łzawię; przetarłam oczy i znowu to ujrzałam, ale tym razem wydobywające się ze mnie. Płakałam srebrzystymi fajerwerkami. Strąciłam je na stolik i przyglądałam się, jak parują i znikają. Czy to oznacza, że staję się teraz tobą? spytałam. Anioł pokręcił przecząco głową. Dym wydobył się tym razem z jego włosów. Przechodzą na ciebie tylko pewne rzeczy. Ponieważ jesteśmy razem i jesteś... podatna. Ale dla ciebie są one inne. Potem kelnerka przyniosła nasz posiłek i przeszliśmy do innego etapu, jak powiedziałby Anioł. Nadal nie miała twarzy, ale pomyślałam, że dość dobrze widzi, bo postawiła wszystkie talerze dokładnie w miejscach, gdzie zazwyczaj się je stawia, na środku stołu zaś zostawiła maleńki rachuneczek. Czy ona... to znaczy, czy znasz ją stamtąd, skąd... Anioł zaprzeczył krótkim ruchem głowy. Nie. Ona pochodzi skądinąd. Nie należy do mojego rodzaju. Przesunął swojego cheesburgera z frytkami na moją połowę stolika. Tak to już było; ja wszystko zjadałam i jakoś to działało. Podniosłam moją kanapkę i już miałam włożyć ją do ust, kiedy w oczach zrobiło mi się jakoś dziwnie i ujrzałam jak gdyby cały szereg kanapek unoszących się w powietrzu, tyk-tyk-tyk, fotografia trikowa, tylko że w rzeczywistości