Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zazwyczaj, gdy nie było konieczności dokonania zmian w ostatniej chwili, pracownicy jechali prosto z hotelu na terminal. Inżynier przejrzał się w dużym lustrze w męskiej przebieralni. Był czysty i odświeżony po gorącym prysznicu. Stwierdził, że kolor włosów jest wystarczająco naturalny, a sztuczne wąsy pomimo wilgoci w pomieszczeniu mocno trzymają się wargi. Idealnie wyprasowany mundur leżał na nim jak ulał. Leniwie myślał, wiążąc krawat. Konieczność posłużenia się osobąDavida McFaddena była ostatecznością, z której nie spodziewał się nigdy skorzystać. Stanowiła wyjście awaryjne wyłącznie na jeden raz. Jeszcze przed rozpoczęciem pracy na własny rachunek stworzył ją korzystając z pośrednictwa Wonderland Toys. Od czasu do czasu to nazwisko pojawiało się na liście członków załogi. Nieważne było, iż jego posiadacz nigdy nie był widywany. Przy tak ogromnym ruchu nikt nie zwrócił na to uwagi. Tym razem Inżynier odczuwał pewien niepokój. Nie dlatego, że wątpił w bezpieczeństwo, jakie dawała mu nowa tożsamość. Był przekonany, że FBI obstawiło to i wszystkie inne pobliskie lotniska, ale on prześlizgnie się przez wszystkie kordony. Nie przejmował się także Rawlinsem. Nawet gdyby był skłonny do współpracy z Charliem Skinnerem i jego ekipą, co dosyć wątpliwe, nie mógł zdradzić tego, czego po prostu nie wiedział. A z pewnością nie miał pojęcia o przykrywce w postaci McFaddena. Niepokój zrodził się z innego powodu. Inżyniera gnębiło niepowodzenie operacji, która powinna zostać zrealizowana w stu procentach. Teraz już wiedział, że poważniej należało potraktować oficera operacyjnego Rachel Collins. Bezwzględnie powinien zastrzelić ją tamtej ciepłej nocy w Baltimore. Reszta wydarzeń potoczyłaby się wówczas bez żadnych zakłóceń. Niepewność wywoływał także fakt, iż nie zdołał ustalić, czy Collins żyje. Ucieszyłby się słysząc wiadomościach informację o jej śmierci, ale przecież nawet gdyby było już po niej, federalni mogli zabronić jakichkolwiek publikacji na ten temat. Zaciągnął węzeł krawata, przygładził klapy marynarki i poprawił umieszczony na jednej z nich emblemat linii lotniczej. Do patki kieszeni miał przyczepiony stosowny identyfikator. Podniósł z podłogi średniej wielkości torbę podróżną i skierował się do wyjścia. Rozweseliła go myśl, iż udaje się na dłuższy czas na drugi koniec świata z bagażem takim, jakby miał tam spędzić zaledwie jedną noc. Ale w Hongkongu i okolicach czekało na niego mnóstwo pieniędzy, cały wachlarz nowych możliwości i tożsamości oraz starzy przyjaciele, którzy się nim zajmą. Był niemal pewien, że pewnego dnia w Azji zjawi się Bili Rawlins. To spryciarz, który na pewno spróbuje zapewnić ponowny kontakt z najlepszą siatką szpiegowską w Chinach. Wonderland Toys zostanie wywrócone na drugą stronę, ale nie natrafią na nic naprawdę ważnego. Dyrekcja i pracownicy firmy będą mieli niepodważalne alibi na czas, gdy dokonano włamania. Jeśli zaś chodzi o fakt uruchomienia komputerów i ich wykorzystania... no cóż, nie da się w stu procentach udowodnić, czemu to posłużyło. Jego ludzie z Wonderland Toys pozostaną więc poza podejrzeniami, a za jakiś czas w "International Herald Tribune" pojawi się zgoła niewinne, lecz jakże wymowne ogłoszenie personalne. Inżynier stwierdził więc, że rysuje się przed nim zgoła świetlana przyszłość. Lucille wgniotła w podłogę pedał gazu, mknąc autostradą międzystanową. Widać było, że z wyróżnieniem ukończyła kurs szybkiej jazdy organizowany przez Biuro. Podróż na lotnisko Dullesa zajęła jej i Rachel zaledwie trzydzieści pięć minut. - Z tyłu na podłodze leży wyposażenie awaryjne - powiedziała Lucille. - Może ci się przydać. Rachel sięgnęła za siedzenie mercedesa i wyjęła stamtąd lnianą torbę. W środku znalazła niebieską kurtkę z tworzywa sztucznego, kajdanki, spray pieprzowy i dziewięciomilimetrowego sig-sauera. Dziewczyna pokazała go towarzyszce, posyłając jej jednocześnie pytające spojrzenie. - Standardowe wyposażenie w Biurze. Amunicja jest ostra. Trzeba uważać ze strzelaniem w miejscu takim jak lotnisko