Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Alkaloid jest piekielnie trudno wykrywalny- A propaganda stwierdzi, że był to efekt szoku po śmierci ukochanego współpracownika, Michaiła Susłowa. A jeśli chodzi o was, to natychmiast po pocałunku przerwiecie rozmowę i pójdziecie do łazienki zażyć antidotum. Proste, prawda? Z technicznej strony patrząc, Breżniew otruje się sam... - Dobrze - uśmiecha się przewodniczący. - O szczegółach jeszcze porozmawiamy. Dziś trochę się spieszę. Punktualnie o piątej kazałem Antenowi podstawić helikopter, lecę do Workuty. - Aha... mamy jeszcze jedną małą sprawę do załatwienia. Mała robótka. Tutaj. - Z przyjemnością - kiwnął głową Wasyl, czując miłe mrowienie w koniuszkach palców. VI Doszli do najniższego poziomu gospodarczego. Korytarzyk ostro zakreęcał. Za czterema schodkami pojawiły się solidne drzwi ostatniego z magazynów. Lebiedew zastanawiał się ile gazu zdążyło już zgromadzić w podziemiach. Rożkow był tak podniecony faktem, że Pietia chce go dupuścić do swojej tajemnicy, że stracił jakiekolwiek instynkty samozachowawcze. Na schodach starszy Lejtnant przepuścił go przodem i gdy Żenia go mijał, udeżył z całej siły. Cios został wymierzony precyzyjnie. Rozkow osunął się na ziemię. - Co..Co robisz?- zdołał jeszcze wybełkotać. Lebiediew nie odpowiedział, tylko wbił igłę w kark funkcjonariusza i nacisnął tłoczek strzykawki. - Musisz zasnąć Żenia, na krótko. Preparat był dość słaby. Lebiediew dwukrotnie wyprubował go na sobie. Raz spał godzinę, raz godzinę i kwadrans. Organizm Rożkowa powinien zareagować podobnie. Zegarek Piotra wskazywał 3.45. Rożków chrapał. Starszy lejtnant popatrzył na kontakt elektryczny znajdujący się tuż nad śpiącym, po czym wykręcił żarówkę. W korytarzu zapanowała ciemność. Słabe światło sączyło się jedynie zza zakrętu. Piotr wycofał się ku drzwiom. Z pyłu wygrzebał biegnący tuż przy ścianie kabel. Postanowił wykorzystać Rożkowa w charakterze żywego detonatora. Kiedy ocknie się, zapewne poszuka na ścianie włącznika światła. Przekręci i to wystarczy, aby iskra dostała się na drugą stronę do wypełnionych gazem podziemi. A jeśli tego nie zrobi, jeśli pójdzie za światłem ku wyjściu? Lebiediew przygotował się i na tę sytuację. Zamykając drzwi, umocował drugi włącznik przy klamce. Najlżejsze jej dotknięcie miało zamknąć obwód... - Przynajmniej jako zapalnik o opóźnionym działaniu przysłużysz się sprawie wolności i demokracji, Żeniawestchnął półgłosem. Do kieszeni wsunął magnetyczny klucz Liwszyca i pospieszył w górę. Minął swój pokój, nie zatrzymując się, mimo że w środku dzwonił natarczywie telefon. Któż mógł go szukać o tak dziwnej porze? Przyspieszył kroku. Dotarł do poziomu II. Pukając do pokoju Leny, zdawał sobie sprawę, że nie powinien tego robić, ale nie potrafił z czystym sumieniem skazać dziewczyny na śmierć. Fiodorowa nie spała. Wyglądała na mocno podenerwowaną. - Co się stało, Pietia? - Chodź ze mną! - Ale co się stało? - Chodź ze mną! - Lebiediew nie odbiera telefonu - powiedział Smirnow, odkładając słuchawkę. - Dziwne - skrzywił się Andropow. - O tej porze uczciwi czekiści powinni spać. Chyba że są na służbie. - Zatelefonuję do Rożkowa i sprawdzę, co się dzieje. Cały czas miał uważać na Lebiediewa. - Generał wystukuje numer. - Cholera, i tam nikt nie odbiera. - Zdaje się, że ktoś powinien to sprawdzić - Łunienko podnosi się z miejsca. Twarz ma nieprzeniknioną, ale w głosie można wyczuć wyraźne zadowolenie. - Dam wam do pomocy któregoś z moich ludzi. Nie znacie dobrze Ośrodka. - Jestem zawodowcem, generale - pada odpowiedź. -Już za pierwszym pobytem tutaj nauczyłem się planu bazy na pamięć. - Chciałbym zobaczyć go żywego, Wasyl - podkreśla z naciskiem przewodniczący. - Oczywiście... ale nie mogę dać słowa honoru, że to się uda. Zawsze może dojść do wypadku przy pracy. Kiedy znaleźli się przy windzie, usłyszeli ciche stuknięcie i szmer za szybą. Ktoś z dołu przywoływał dźwig. - To poziom bunkra dowodzenia - szepnęła Lena. Lebiediew pociągnął ją ku schodom. Aby dotrzeć do łącznika między blokami, musieli minąć kondygnacje mieszkań personelu. Znowu brzęknęła winda. Przypadli do muru. Piotr wstrzymał oddech. Na szczęście na schodach panował mrok. Z windy wyszedł Łunienko. W ręku trzymał broń, krótki automat przypominający izraelskie uzi. Może zresztą było to sowieckie uzi, podróbka produkowana bez licencji. Wasyl Mironowicz szedł kocim krokiem, bezszmerowo. Najpierw skręcił ku drzwiom Rożkowa. Otwarcie ich zajęło mu sekundę. Wszedł... Wykorzystując ten moment, Lena i Piotr zbiegli piętro niżej i skręcili w łącznik. Już wcześniej Fiodorowa pozbyła się butów. Niosła je w ręce. Z jakiejś szafki Lebiediew wydobył dwie kurtki i plecak. Sądząc po ciężarze, wyposażony dość obficie. - Po co to? Zamierzasz wydostać się na zewnątrz? Drzwi posłuszne karcie Liwszyca otworzyły się i zaraz zamknęły. Piotr przez moment zastanawiał się, jak sforsuje je Łunienko