They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Mercy poruszyła się niespokojnie, chcąc, aby Gladstone skończył już swe przechwałki. Znów zaczęła chodzić tam i z powrotem po pokoju, dopóki nie spostrzegła, że Croft przygląda jej się z dezaprobatą. - Słyszałem, jak niektórzy moi zwolennicy twierdzili, że w czasie pożaru widzieli widmo - mówił Gladstone z namy słem. - Wielu z nich wpadło w panikę. Wielu biegło w płomie nie w głupiej próbie ratowania mnie albo umierania razem ze mną. Co za głupcy. Wielu było pod takim wpływem narkoty ków i histerii, że nie wiedzieli, co robią. Słyszałem jednak, jak krzyczeli o postaci, która pojawiała się i znikała w ciemności. Mówili, że kazałeś im iść za sobą. - Niektórzy poszli - powiedział Croft. - Co z nimi zrobiłeś? - Odesłałem ich do domów. - Jak szlachetnie i wspaniałomyślnie. Ile ci za tę noc zapła cono, Falconer? Przemawia przez mnie ciekawość przedsię biorcy. Ciekaw jestem, jakiego rodzaju wynagrodzenie otrzy muje człowiek twojego rodzaju? Właśnie przyszło mi na myśl, że po dzisiejszej nocy będę potrzebował nowego szefa bezpieczeństwa. W ostatecznym rozrachunku panna Ascanius się nie sprawdziła. Nie powinienem polegać na pięknej kobiecie, lecz początkowo byłem pod wrażeniem jej różno rodnych talentów. Starając się dowieść, iż jest kimś więcej niż tylko ładną kobietą, posiadła wiele umiejętności. Jednakże w końcu okazało się, że jest jedynie ładną buzią. Będę musiał się za kimś rozejrzeć. - Wierz mi, Gladstone, na mnie nie byłoby cię stać. - Obawiałem się, że tak powiesz. Cóż, to była taka luźna propozycja. Jeszcze jedno czy dwa pytania, Falconer, a potern będę musiał odejść. Jak mnie tym razem znalazłeś? Croft nie odpowiedział. 296 Dolina klejnotów Mercy przypomniała sobie mikrofilm, który wysłała na swój adres i zaczęła szeptem opowiadać o nim Croftowi, ale Gladstone znów się odezwał. - To przez tę książkę, prawda? Niewiele osób potrafiłoby mnie odnaleźć za pomocą zaledwie jednej książki. Większość nawet by się nie starała, zakładając, że nie żyję. Któż by pomyślał, że można po trzech latach zwrócić uwagę na ponowne pojawienie się książki? Czy zainteresować się czło wiekiem, który chce ją kupić? Byłem pewien, że niczego nie ryzykuję. I bardzo chciałem ją mieć. - Dlaczego? - spytał cicho Croft. - Co w niej jest takiego, że ryzykowałeś utratę nowej tożsamości? - Klucz do wielkiej władzy, Falconer. Bez niej musiałbym wydać mnóstwo pieniędzy i stracić masę czasu, aby dojść do takiej władzy. Teraz mogę pójść na skróty. Nigdy nie mam dość władzy. Czyż to nie dziwne? Potrafię się zadowolić skromnym jedzeniem, niewyszukanym napitkiem czy spo radycznymi rozrywkami seksualnymi, jednakże nieustannie łaknę władzy. Teraz, kiedy z powrotem dostałem Dolinę, zaspokoję to łaknienie. ~ Jak Dolina uratowała się z płomieni, Graves? - Sam się nad tym zastanawiałem. Nie miałem czasu, aby ją zabrać z biblioteki. Musiałem ratować życie. Wyobrażam sobie, że któryś z moich zwolenników nie był aż tak naiwnie we mnie wpatrzony, jak myślałem. Musiał to być ktoś z bli skich mi ludzi, ktoś, kto domyślił się znaczenia tej właśnie książki. - Dziś nie ufasz już nikomu, prawda? - mruknął Croft. - Niestety, przy prowadzeniu interesów na wielką skalę trzeba mieć pomocników. Ktoś taki musiał być na tyle przy tomny, aby tamtej nocy wykraść Dolinę z biblioteki i z nią uciec. Najwyraźniej jednak nie potrafił odkryć jej sekretu i książka znalazła się na rynku. Ostatecznie wylądowała w kufrze pełnym byle jakich książek. Przypuszczalnie sprze dana za ułamek swej wartości. A potem wpadła w ręce panny Pennington, która zamieściła ogłoszenie. Zabawny figiel losu, co, Falconer? - Nie ma figlów losu, istnieją jedynie pewne wzory, które układają się w zamknięte Koła. - Jesteś interesującym człowiekiem, Falconer. Szkoda, że 297 Jayne Ann Krentz nie mogliśmy dłużej porozmawiać o twojej oryginalnej filo zofii. Niestety, nie stać mnie na taki luksus. Dość już czasu minęło na tej wymianie pytań i odpowiedzi. Muszę iść. Spo dziewam się, że spodoba się wam przedłużająca się śmierć w tych czterech ścianach. To, oczywiście, trochę potrwa. Urządzenie klimatyzacyjne będzie przez jakiś czas filtrowało dym. Kiedy jednak zechcecie szybciej wszystko zakończyć, możecie swobodnie otworzyć drzwi i wyjść. - I dostać kulę w łeb od ciebie albo od Isobel? - spytał Croft. Gladstone zaśmiał się dźwięcznie, czarująco. Ten śmiech też pomagał mu w zachowaniu charyzmy. - Już ci mówiłem, Falconer, nie ma mowy o strzelaniu. Skorzystam ze sposobu, który tak umiejętnie zastosowałeś trzy lata temu. Zobaczymy, jak się poczujesz w środku poża ru. To rzadka przyjemność. Dla człowieka, który, tak jak ty, żyje na krawędzi, może to być bardzo ciekawe zakończenie kariery. - Podpalisz to miejsce tylko po to, żeby się nas pozbyć? zapytał Croft. - To przesada. - Nie. Muszę brać pod uwagę rezultaty. Ostatnim razem ktoś cię wynajął, Falconer. Inaczej nie ścigałbyś mnie. Jesteś, w gruncie rzeczy, najemnikiem. Muszę zakładać, że i teraz dla kogoś pracujesz. Może dla rządu. Pozbycie się ciebie nie oznacza pozbycia się tego, który cię posłał. Muszę się przy gotować na najgorsze. 1 już to zrobiłem. Jeszcze raz muszę zniszczyć wszystko, aby przekonać tych, co cię posłali, że nie ma już żadnych śladów. Czekając dziś wieczorem na wasze przybycie Isobel i ja spakowaliśmy część moich cenniejszych skarbów. No i oczywiście nadal mam konto w szwajcarskim banku. Moje laboratoria na całym świecie wciąż działają i przetrwają, dopóki się z nimi nie skontaktuję jako zupełnie nowy człowiek. Tym razem jestem przygotowany na kata strofę, Falconer. Nauczyłem się tego od ciebie. Zapadła cisza. Croft uważnie obserwował głośnik, jakby był w stanie stwierdzić, czy Gladstone jeszcze tam jest, czy już odszedł. Usłyszeli jakieś szuranie i drapanie, a potem głuchy dźwięk. I znów zapanowała cisza. - Myślę, że sobie poszedł - powiedział Croft, odchodząc od ściany