Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Gdy znaleźli się na środku jeziora, ujrzał, jak od strony Aboda z północnego brzegu jeziora zbliżało się stado wilków. Wtedy odczepił hołoble od uprzęży, tak że skrzynia z trollami została na lodzie, a sam pognał co koń wyskoczy wprost na drugi brzeg. Gdy trolle ujrzały wilki, zaczęły krzyczeć. — Wróć! Wróć! — wołała matka. — Jeśli nie chcesz uczynić tego dla mnie, uczyń to dla swej najmłodszej córki, Vipy. Ale Nisse Węglarz nie przestał uciekać w stronę brzegu. I właśnie wtedy usłyszał, jak trolle zaczęły wzywać na pomoc swych pobratymców: Bracie z góry Hars, Siostro w Stripa, Kuzynie w skale Ring! Złapcie za pętlę i ciągnijcie! — On nie ma żadnej pętli! — zabrzmiało w głębi góry Hars. — To go zatrzymajcie u źródła Har! —• Kiedy on jedzie w tę stronę! -— rozległo się w skale Ring. Ale Nisse Węglarz nie jechał w tamtą stronę, tylko przez pola i kamieniste drogi prosto do domu. Gdy dojechał do zagrody, padł mu koń, a strzała wypuszczona przez trollicę rozwaliła węgieł stajni. On sam rozchorował się wkrótce i przeleżał w łóżku wiele tygodni. A gdy wrócił do zdrowia, sprzedał swój kawałek lasu i już do śmierci uprawiał poletko wokół chaty. I tak oto trolle zostały wyprowadzone w pole. Dziad z Lagga Niedaleko kościoła w Lagga w gminie Langhundra wznosi się dziwnego kształtu góra. W skale od strony kościoła znajduje się pieczara prowadząca podobno do dwóch podziemnych korytarzy, z których jeden ciągnie się ku południowemu zboczu wzgórza niedaleko tak zwanej chaty Strażnika Polnego, drugi zaś na północ, do wzgórza Kas, w pobliżu dworu Kasby. W środku góry mieszkał olbrzym — dziad z Lagga. Gdy go ostatnio widziano, miał co najmniej pięćset lat i „był biały jak gołąb". Pewnego wczesnego ranka przechodził obok tej góry chłop imieniem Jakob, gdy nagle zjawił się skalny dziad i pozdrowił go: — Dzień dobry, Joppe! Wejdź do środka i napij się ze mną! — Nie, dziękuję! — odparł Jakob, bo nie miał ochoty kumać się z olbrzymem. — Jeśli masz więcej, niż sam dasz radę wypić, to schowaj na jutro, bo jutro też dzień. — To nawet dobra rada! — rzekł dziad z Lagga. — Gdybym dowiedział się o tym wcześniej, byłbym teraz bogaczem. — Nie jest jeszcze za późno — powiedział chłop. — Niestety za późno, gdyż jutro muszę się stąd wynosić z powodu tego dzwoneczka — rzekł olbrzym, grożąc pięścią w stronę dzwonnicy w Lagga. — Na pewno wrócisz tu jeszcze — pocieszał go Jakob. — Tak, kiedy zalew w Lagga stanie się polem, a jezioro Óstuna łąką — odparł z westchnieniem olbrzym i wszedł do środka góry. Zły i po śmierci zły Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze Pan Bóg i święty Piotr chodzili po ziemi, zaszli pewnego dnia do zagrody, w której dopiero co umarła pewna staruszka. Krewni byli wielce zasmuceni. Nie dlatego, że umarła, ale dlatego, że obawiali się, iż dusza jej dostanie się do wnętrza góry Hekli. Przez całe swoje życie bowiem nie uczyniła nikomu nic dobrego i myślała tylko o sobie. Święty Piotr spostrzegł, że baba gotuje się w kotle z wrzącą siarką. Ulitował się nad starowiną i poprosił Pana Boga, by pozwolił mu wydostać ją stamtąd. — Dobrze, pozwalam ci — rzekł Pan Bóg — ale musisz znaleźć kogoś, kto mógłby o niej powiedzieć: „Niech ją Bóg błogosławi!" Święty Piotr ruszył więc zaraz w obchód po okolicy. Wszystkim, których spotkał, zadawał to samo pytanie: — Czy znałeś staruszkę Hillegard? — Pewnie, że ją znałem. Była wstrętna, nieżyczliwa i skąpa. Na pewno wziął ją do siebie diabeł i dobrze zrobił. — Czy znałeś staruszkę Hillegard? — Pewnie, że ją znałem. To była przebrzydła starucha. Nigdy żadnemu biedakowi nic nie dała. — Czy znałeś staruszkę Hillegard? — Niech ją Bóg błogosławi! Dała mi raz igłę, choć igła miała ułamany koniec. Święty Piotr wrócił do Pana Boga i powiedział, że wreszcie znalazł kogoś, kto pobłogosławił staruchę Hillegard. — No to próbuj wyciągnąć ją z Hekli — rzekł Pan Bóg. Święty Piotr poszedł więc z długim drągiem na ramieniu