Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jeszcze dziwniejszy był telefon do ciebie, Jon – o dziewiątej rano, nakazujący ci natychmiastową ewakuację wszystkich maszyn z płyty lotniska. Rzecz jasna – również tę informację przyjęliśmy z przymrużeniem oka. Czy rozpoznałbyś ten głos, Jon? – Na pewno nie. To była młoda dziewczyna mówiąca po angielsku. Dla mnie one wszystkie mówią jednakowo. – De Jong uderzył pięścią w stół. – Nawet nie podali nam powodu tej cholernej akcji. Co oni przez to osiągnęli? Nic. Kompletnie nic. Powtarzam, że za to może być odpowiedzialny tylko ktoś psychicznie niezrównoważony… – Nie zgadzam się – odparł Van Effen. – Są równie normalni jak pan i ja. Osoby o zachwianej równowadze psychicznej nie mogłyby przeprowadzić równie skomplikowanej operacji. To nie są szaleni terroryści podkładający bomby w zatłoczonych supermarketach. Oni nie chcą, jak widać, narażać życia niewinnych ludzi ani ich majątku, jak to udowodnili w dwóch odrębnych ostrzeżeniach. Wariaci się tak nie zachowują… – No to kto jest odpowiedzialny za śmierć trzech osób na pokładzie tego fokkera podczas jego nieudanego startu dziś rano? – Oni, ale najwyżej pośrednio. Ktoś mógłby powiedzieć, że to pańska wina. Gdybyśmy poważnie potraktowali ich wiadomość, toby nie otrzymał zezwolenia na start i to dokładnie o jedenastej. Pan wydał tę decyzję. Rzecz jasna, sabotażyści upewnili się, że regularne loty pasażerskie nie odlatują ani nie lądują o tej godzinie. Fokker był samolotem prywatnym należącym do niemieckiego przemysłowca i nie było go na liście odlotów. Nazwijmy tę tragedię zwykłym zbiegiem okoliczności, wolą boską, pechem – jak pan chce. W zasadzie nikt nie jest odpowiedzialny za tę tragedię. De Jong bębnił palcami po stole. – Jeżeli tak im zależało, aby nikt nie zginął, jak pan twierdzi, to dlaczego nie opóźnili eksplozji, skoro na pewno zobaczyli ludzi wchodzących na pokład samolotu. – Po pierwsze – nie wiemy, czy ich widzieli, po drugie – na pewno nie mogli nic zrobić. Gdyby mieli detonator sterowany radiem to inna sprawa, ale, jak już mówiłem, mechanizm najprawdopodobniej był zegarowy. Można go zatrzymać tylko rozbrajając ładunek, a to by wymagało czasu, użycia płetwonurków itp. A to, co się działo na lotnisku, było kwestią minut. Na czole de Jonga pojawiły się kropelki potu. – Mogli nas ostrzec telefonicznie. Van Effen przyglądał mu się przez chwilę po czym spytał: – Czy pan poważnie potraktował ostrzeżenie, które przekazali panu rano? De Jong nie odpowiedział. – Powiedział pan, że sabotażyści nic nie zyskali poprzez swoją akcję. Wiem, że jest pan wstrząśnięty, ale chyba nie jest pan naiwny? Jasne, że zyskali – i to dużo. Przede wszystkim przewagę, wprowadzając atmosferę strachu i niepewności – a atmosfera ta będzie się pogłębiać z godziny na godzinę. Jeżeli uderzyli raz, to czemu by nie mieli zrobić tego ponownie? Pytanie tylko kiedy i gdzie. Najważniejsze zaś pytanie, jakie się obecnie nasuwa, brzmi: dlaczego? Dlaczego postępują tak, jak postępują? – Spojrzał na de Graafa. – Chcą nas złamać i trzymać w niepewności do końca. To znana forma szantażu i myślę, że i tym razem odniesie skutek. Sądzę, że już wkrótce znów usłyszymy o FFF, ale nie o ich żądaniach ani motywach ich postępowania. To specyficzny rodzaj wojny psychologicznej: prześladowany powoli się załamuje tracąc poczucie własnego bezpieczeństwa. Tak walczono w dawnych czasach – już w średniowieczu – oczywiście przy użyciu ówczesnych środków. Ofiara ma czas na uświadomienie sobie własnej bezradności, a to doprowadza do załamania i bezwolnego poddania się cudzej woli. – Najwyraźniej zna się pan na mentalności przestępców – westchnął de Jong. – Troszeczkę – uśmiechnął się Van Effen. – Z drugiej strony nie próbowałbym panu doradzać, jak zarządzać lotniskiem. – Chyba czegoś nie zrozumiałem? – To proste. Van Effen uważa, że każdy powinien się w czymś specjalizować – odparł de Graaf – jest autorem książki o psychologii przestępców, przyznaję, że nigdy jej nie czytałem. A więc Peter, uważasz, że FFF skontaktuje się z nami, ale nie po to, by wyjaśnić nam cel swego działania? Więc po co? Kiedy i gdzie? Żeby przekazać nam wiadomość o mającej nastąpić kolejnej… demonstracji? – Oczywiście. Ciszę, jaka zapadła, przerwało wejście kelnera. – Telefon, sir – rzekł do de Jonga. – Czy jest tu pan Van Effen? – To ja. – Van Effen i kelner wyszli