They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

W takich chwilach fantazjował na jej temat, wyobrażał sobie zabłąkaną dziewczynę, samotną, przerażoną i ciężarną. A kiedy uzyskał pełnoletność zgłosił się po swój akt urodzenia. Był to ogromnie ważny moment, kiedy dostał w ręce ten dokument. Przeczytał go, a krew zaczęła pulsować mu w uszach. Dinah Marshall. Jego matką jest Dinah Marshall. Powszechnie znane nazwisko, jak najsławniejszych wynalazców czy potentatów przemysłowych. Mac nie interesował się modą; sławne nazwisko Marshall nic by nie znaczyło, gdyby kilka dni wcześniej nie czytał o Vandinie i ogromnych sukcesach finansowych tej firmy. Nie wierzył własnym oczom. Powtórnie przeczytał informację, potem jeszcze raz. Dinah Marshall. Czy to możliwe, że istnieją dwie kobiety o tym samym nazwisku? Ale adres zamieszczony w akcie urodzenia zgadzał się z miejscem jej zamieszkania, zgadzał się także jej wiek. Poza tym Dinah Marshall studiowała kiedyś sztuki piękne. To więcej niż zbieg okoliczności. To była prawda! Kiedy początkowe zaskoczenie minęło, Mac od nowa zaczął odczuwać złość i ból, że został odrzucony. Dinah Marshall nie była biedną dziewczyną. A jednak, z jakichś powodów, z własnej woli oddała go obcym ludziom i poszła swoją drogą - drogą kariery - jakby on wcale nie istniał. Choć wcześniej myślał, by się z nią spotkać, teraz porzucił te plany całkowicie. Nie chciał poznać takiej kobiety. Mógł obejść się bez życia, które ona prowadziła. Teraz, po latach, leżąc na koi, na platformie wiertniczej, i bezmyślnie wertując "Mayfair", zastanawiał się ponownie nad słowami Stevea Lomaxa; rozważał, czy kolega nie miał racji. Może powinien poznać Dinah Marshall, choćby tylko po to, by zaspokoić ciekawość i spróbować wyleczyć głęboką i jątrzącą się ranę. Może następnym razem, kiedy wyjdzie na ląd, spotka się z nią. A potem na zawsze wyrzuci ją z pamięci. Ostatnią rzeczą, o której myślał, było po prostu pojawić się na stopniach domu Dinah i zaanonsować, że wrócił jej dawno zaginiony syn. To byłby dla niej za duży szok, tłumaczył sobie, i oboje czuliby się nieswojo. Napisał więc list, z wyjaśnieniem, kim jest, jak odkrył, że Dinah jest jego matką, i zapytał, czy może się z nią zobaczyć. Odpowiedź wraz z inną pocztą została dostarczona helikopterem po tygodniu. Treść listu zaskoczyła go. W głębi serca liczył na jakieś wyrazy radości od kobiety, która go urodziła; patrząc bardziej realistycznie, przygotował się na całkowite odrzucenie. Ani to, ani to. List, napisany na maszynie na papierze listowym i podpisany nie przez Dinah, ale przez jej męża, Vana Kendricka, zwięźle i oficjalnie komunikował mu, że jeśli zechce skontaktować się z jego nadawcą pod podanym numerem telefonicznym, z przyjemnością zgodzi się on na ustalenie terminu spotkania. Mac był zaskoczony i skonsternowany, ale przynajmniej rozwiał list jedną z najbardziej dokuczliwych obaw - że Dinah trzymała w tajemnicy przed swoją najbliższą rodziną fakt posiadania nieślubnego dziecka i że swoim ujawnieniem się przysporzył jej kłopotów. Okazało się, że niepotrzebnie się przejmował. Van Kendrick wiedział o jego istnieniu i co dziwniejsze, to on prosił o spotkanie. Mac instynktownie wyczuwał, że coś jest nie tak. Gdyby Dinah miała ochotę zobaczyć go, z pewnością sama odpisałaby na list. Oczywiście, nie mógł wiedzieć wszystkiego - czytał gdzieś, że Dinah jest głównym projektantem, a całą firmą zarządza jej mąż. Możliwe, że nie potrafiła przełamać wieloletnich nawyków. Ale i tak nic go to nie obchodziło. Przy następnym zejściu na ląd udało mu się załatwić przelot z Aberdeen do Bristolu samolotem, który pięć razy w tygodniu dostarczał na platformę pocztę. Była ciężka zima, w Aberdeen padał gęsty śnieg, a na południu niebo przysłaniały czarne chmury. Pilot, zajęty nawigacją w ciężkich warunkach, niewiele się odzywał, co bardzo Macowi odpowiadało. Zaczynał się denerwować na myśl o spotkaniu i był wdzięczny losowi, że nie zmusza go do prowadzenia banalnych rozmów. Dwusilnikowy samolot wylądował na lotnisku East Midland o jedenastej w nocy, by po dwóch godzinach przerwy ponownie wystartować. O drugiej w nocy byli w Bristolu. Mac wyskoczył na ziemię przed hangarem, gdzie samolot czekał na rozładunek, i po wymamrotaniu podziękowań, zaczął się zastanawiać, gdzie spędzi resztę nocy. - Wiesz może, w jakim hotelu znajdę pokój o tej porze? - zapytał. - Przypuszczam, że w każdym z tych większych. Sam nigdy z nich nie korzystam. Jak zamierzasz się tam dostać? - Taksówką. - Zapomnij o tym. - Pilot zaciągnął suwak torby lotniczej i zawiesił ją sobie na ramieniu. - Lepiej chodź ze mną. Będziesz się musiał przespać na kanapie, ale to lepsze niż nic. No już, ruszajmy. Zmarzłem na kość i zaraz zasnę na stojąco. Życie na platformie nauczyło Maca przystosowania się do każdych warunków