Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mówi się, że Herod planuje jakieś nowe zbrodnie. – Lecz nie szukano mnie? – Jacyś obcy ludzie kręcili się we wsi... Mogli to być szpiedzy królewscy. Tu w Galilei panuje cisza. Póki nic się nie zmieni, siedź tutaj. Siedź i nie ruszaj się stąd. Damy ci znać, gdy zapanuje spokój. Powodzi ci się chyba nieźle? – Nie narzekam. Mam wiele pracy. – Kiedy weźmiesz żonę do siebie? – Miriam przebywa u swej ciotki. Gdy wróci i zwyczajowy rok upłynie, wprowadzę ją do swego domu. – Wszyscy się cieszymy, że założyłeś dom. Za długo już było tego czekania. Mając dom łatwiej ci będzie tu wrosnąć. A zawsze ktoś od nas przyjdzie, aby cię odwiedzić. – Z radością zobaczę każdego z was. – O ziemię bądź spokojny, zachowamy ją dla ciebie. Bez słowa skinął głową. Mały skrawek ziemi za wsią, na którym, jak mówiła stara tradycja, pasł owce Dawid, gdy Samuel przyszedł go namaścić, mógł czekać spokojnie na jego powrót. Póki żył ojciec, ciągnęło Józefa do Betlejem. Teraz cisza była tu – a on tak kochał ciszę. I tu rozkwitła jego miłość. Nie odczuwał pragnienia powrotu. 15 Seba odszedł i znowu mijały dni. Od Miriam nie było nadal żadnej wieści. Przed nadchodzącym szabatem powiadomiono Józefa, że zwierzchnik synagogi powierzył mu odczytanie maftiru przypadającego na ten dzień. To był wielki zaszczyt, gdyż wciąż jeszcze uważano go za nowego wśród mieszkańców miasta. Przygotował się do wystąpienia z całą starannością. Wychodząc do synagogi już ubrany w taliss z wielką gorliwością odmówił berakę, którą należało odmówić przed udaniem się do domu modlitwy: „Jak piękne są twoje namioty, Jakubie, jak rozkoszne są miejsca twego zamieszkania, Zraelu...” Jeszcze zatrzymał się przed drzwiami synagogi, by pomodlić się: „Podnoszę rękę ku Twemu Przybytkowi, o Przedwieczny, błagam Cię, a Ty mnie wysłuchasz...” Wzruszony czekał, aż hazzan zawoła go. Drgnął, gdy tamten otworzył świętą szafkę, Aron Hakkadesz, wyjął z niej rulon pism prorockich, zsunął z niego haftowany pokrowiec. Usłyszał wypowiedziane swoje imię. Wstał, wstąpił na tebutę. Hazzan podał mu zwój. Wszyscy obecni wstali. Zanim zaczął czytać, spojrzał znad skręcającego się pergaminu na twarze ludzi. Tuż przed sobą miał mężczyzn – bliżej bogatych kupców, dalej skromnych rolników. Znał już prawie wszystkich. W głębi sali widać było balkon. Na nim stały kobiety. Nagle doznał wstrząsu. Wydało mu się, że wśród twarzy stłoczonych na balkonie kobiet zobaczył twarz tej, o której nieustannie myślał. Czy to możliwe...? Ale nie miał czasu przyjrzeć się dokładniej – trzeba było rozpocząć czytanie. Na próżno jednak chciał zacząć. Litery tańczyły mu przed oczami. Hazzan pośpieszył mu z pomocą. Podał drewnianą rączkę. Wodząc nią po kolumnach liter łatwiej mógł się skupić. Całym wysiłkiem woli zapanował nad niepokojem. Powiedział sobie w duchu: To niemożliwe, przywidziało mi się; gdyby wróciła, wiedziałbym o tym. Tekst proroctwa Izajasza stał się wreszcie czytelny. Zaczął czytać: „I znowu Najwyższy rzekł do Achaza: Proś o znak, a otrzymasz go – z szeolu czy też z nieba. Achaz jednak odpowiedział: Nie chcę wyzywać Najwyższego! Więc ja mówię do was, Domu Dawida: I ludziom jesteście wrodzy, i odrzucacie wezwania Najwyższego! Mimo to On wam da znak: Dziewczyna brzemienna zrodzi syna I nazwie go: Najwyższy jest z nami... Pasterską strawę jeść będzie, Aby się nauczył odrzucać zło i wybierać dobro. I jeszcze się to nie stanie, a już uwolniona będzie ziemia Od królów, których się dziś lękasz...” Opuścił rulon i zaraz spojrzał niespokojnie ku balkonowi. Nie potrafił jednak zobaczyć tej, której obecność wydało mu się dostrzegł poprzednio. Na nowo skupił się. Jak żądał obyczaj, powinien był powiedzieć kilka słów o przeczytanym ustępie. Zduszonym głosem mówił to, co przygotował: że słowa proroka zapowiadają narodziny króla Ezechiasza, który wbrew własnemu ojcu rozpoczął odnowę moralną i powrót do prawdziwej wiary. Gdy skończył, oddał rulon hazzanowi i zszedł z tebuty. Po ostatniej modlitwie i po błogosławieństwie ludzie zaczęli tłumnie wychodzić z synagogi. Józefa zatrzymał przewodniczący, aby mu pogratulować pięknie przeczytanego proroctwa i mądrej nauki. Nie mógł popatrzeć na wychodzących. Wracał do domu sam. Na wąskiej ścieżce minął gromadę wracających z domu modlitwy kobiet. Były to żony małych rzemieślników, którzy mieszkali w górnym mieście. Twarze były znajome, toteż gdy mijał kobiety, powiedział: – Pokój z wami. Odpowiedziały chórem: – Pokój z tobą. Ale jedna zawołała: – Pewno już widziałeś swoją narzeczoną. Wszystkie jednocześnie zachichotały, a ten chichot zabrzmiał dziwnie niemiło w uszach Józefa. 16 Dopiero następnego dnia wieczorem zjawił się u Józefa Kleofas. Zaledwie go Józef zobaczył, od razu wiedział, że przyszły szwagier zjawił się z jakąś niemiłą sprawą, którą nie będzie mu łatwo wypowiedzieć. Wielki mężczyzna był chmurny, gniewny, a zarazem wydał się zakłopotany. Trzymał oczy wbite w ziemię i zacierał kłopotliwie swe wielkie dłonie. Gdy Józef zaproponował mu posiłek, potrząsnął odmownie głową. Widać było po nim, że nie potrafi ani jeść, ani pić, ani czymś się zająć, póki nie zwali z serca gniotącego je ciężaru. Józef starał się zachować spokój, ale serce biło mu niespokojnie. On sam od wczoraj nie mógł znaleźć sobie miejsca. Miriam wróciła. Ale dlaczego nikt go o tym nie zawiadomił? Dopiero teraz przyszedł Kleofas posapujący, szarpiący brodę, chmurny. Józef był pewien, że sprawa, z jaką przyszedł, dotyczy Miriam i że jest to coś równie niemiłego jak chichot, który usłyszał poprzedniego dnia. Już zapomniał o bólu, jaki sprawiło mu nagłe odejście Miriam. Czas zrobił swoje, miłość i tęsknota wzięły górę nad urazą. W końcu wytłumaczył sobie jej postępek: domyślała się, że zechce z nią iść, a sądziła, że nie może się na to zgodzić. Wezwanie Elżbiety było na pewno naglące, musiała się spieszyć. Potem była zajęta przy ciotce i nie miała możności iść do Jerozolimy, szukać tam karawany, która by zabrała wiadomość. Tamten człowiek mówił, że Elżbieta kryje się ze swą ciążą. To ukrywanie może także sprawiło kłopot Miriam