Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jakże to, pozwoliliście mi na druk katalogu, zastrzegliście, że nie odpowiadacie za jego treść, co chyba znaczy, że ta treść była warn znana, a teraz zamykacie mi wystawę! Intencje zarządu IPS'u były niewątpliwie godne uznania, ale co z tego wyszło? Przez karygodne niechlujstwo w katalogu IPS'u ukazał się artykuł znieważający pamięć zasłużonego artysty. Wystawę Szukalskiego otwarto i natychmiast zamknięto, wywołano skandal i niezdrową reklamę wokół osoby „Stacha z Warty", w rezultacie Szukalski przeniósł swe rzeźby do lokalu w Hotelu Europejskim i stał się czymś w rodzaju bohatera młodzieży endeckiej. Wszystko to ma niewiele wspólnego z propagandą sztuki. Sama osoba „Stacha z Warty" zasługuje na baczniejszą uwagę. Jest to rzeźbiarz niewątpliwie utalentowany, który niestety, nie poprzestaje tylko na rzeźbieniu. Szukalski pisze i przemawia. Pod pewnymi względami przypomina Osterwę, który aby wystawić Dom otwarty Bałuckiego, robił klasztor z teatru. Szukalski zakłada „szczep Rogate Serce" i do swoich prac rzeźbiarskich dorabia mętną ideologię mistyczno-pogańsko-rasistowsko-słowiańską. Bardzo to typowy dla nas rodzaj artysty, któremu nie wystarcza, że pracuje dobrze w swoim fachu. Niżej proroka nie siądzie. Są w tym dymy po wieszczach narodu, parę deka mętnego rasizmu i dużo megalomanii. Wszystko - i ta swada awanturnicza, i ten amerykański impet reklamy - byłoby tylko zabawne, gdyby to nie był jeszcze jeden przykład załgania i fałszu. Okoliczność łagodzącą stanowi, że „Stach z Warty" wyrzeźbił Mussoliniego z wielkim ogonem jaszczurczym, ale cała jego sztuka ma znacznie mniej wspólnego z kulturą polską niż z cywilizacją Azteków, Majów i sztuką Wschodu. Jeśli istnieją pierwiastki narodowe w sztuce, Szukalski nie 77 Gorzeń Górny, miejscowość, w której mieszkał Emil Zegadłowicz; Antoni Gorzeń — pseudonim Antoniego Słonimskiego. 1 „Stach z Warty", pseudonim artystyczny rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego. 52 1936 1936 53 tylko nie jest artystą narodowym, ale nawet nie jest artystą europejskim. Mnie osobiście nie przeszkadza to bynajmniej w podziwianiu jego zręczności technicznej i bogatej fantazji aż do chwili, kiedy z Szukalskiego robi się sztandar wojującego nacjonalizmu. Wtedy cała bufonada zaczyna być zbyt już groteskowa. „Stach z Warty" w swoich elukubracjach snobuje się na słowiańskość stylu, przekręca słowa, sądząc, że przywraca im rdzenność pierwotną. Niestety, jego „duchtynie" są typowymi kiczami językowymi, dowodzącymi aż nazbyt dobitnie, że „Stach z Warty" nie ma ani znajomości, ani wyczucia mowy polskiej. Mógłby się był przecież poradzić Tuwima albo Leśmiana. Oni lepiej by mu to usłowiańsz-czyli: „Politwarus" gorszy jest jeszcze od „duchtyni". Brzmi to jak nazwa sowieckiej instytucji. To nieporadne przekręcanie słów, te wszystkie „toporły" i „twór-cowownie" nie wróżą nic dobrego. Muszę się przyznać, że dość podejrzliwie odnoszą się do ludzi, którzy rozpoczynają karierę mistyczną od przekręcania słów. Przypomina mi to zawsze pierwsze kroki wariatów. Wariat, jak wiadomo, zaczyna zwykle od niewinnych eskcentryczności w ubiorze. Damski kapelusik, piórko, szlafroczek - a potem kaftanik. Cała historia z Szukalskim wynikła, oczywiście, z bardzo prostej przyczyny. Wittig złamał nogę. Ruchliwy ten rzeźbiarz leży od dawna z nogą w gipsie, a może nawet w brązie, bo jest to artysta, którego stać na materiały szlachetne. Wittig dałby szybko radę Szukalskiemu. Ponieważ przychodzi on już do zdrowia i lada dzień ukaże się na mieście, mamy prawo przypuszczać, że Szukalski nie dostanie żadnego większego zamówienia rządowego. Polski nacjonalizm wojujący nie może się zdobyć nawet na pozory konsekwencji. Hitler jest Niemcem. Łączy on w sobie wszystkie najgorsze i parę dodatnich cech swego narodu. Karność hitleryzmu jest karnością niemiecką, mistycyzm jest mistycyzmem niemieckim, pycha jego jest pychą niemiecką. U nas wojujący nacjonalizm albo łączy się z katolicyzmem, co zmusza do bardzo karkołomnych interpretacji miłości bliźniego i chrześcijańskiej pokory, albo też łączy się z dawno wymarłą cywilizacją Majów. Ta radosna twórczość po-majowa naszej endecji to nowy i dość zabawny incydencik. Być może, przeceniamy tu polityczne znaczenie wystąpień „Stacha z Warty", ale czy są rzeczy wielkie i małe tam, gdzie chodzi o niezbadane instynkty tłumu? Poważne pisma niemieckie nie zniżały się do polemiki z dzisiejszymi władcami Niemiec. Były to sprawy poniżej poziomu rozsądnej publicystyki. Podobnie jak nie doceniamy rzeczy drobnych, przeceniamy często znaczenie potęg wielkich i bardzo rozreklamowanych. Jednym z naczelnych haseł Hitlera była walka z masonerią. Z masonerią walczą Berlin i Rzym. Z masonerią walczy wojsko i państwo. Ale gdzież jest ta potęga masońska? Zamyśliłem się nad tą tajemniczą sprawą, trzymając w ręku numer wznowionej „Epoki"79. Podobno jest to pismo masońskie. Są tam nawet winietki z masońskimi emblematami. Wydanie takiego numeru kosztuje paręset złotych. Od trzech lat masoneria nie mogła zebrać paru-set złotych, aby wydać numer tego bardzo zresztą kulturalnego i przyzwoitego pisma. Czy to aby nie bujda z tą potęgą masońską? Nie należy przeceniać efektownych słów i emblematów. Ale uczmy się również doceniać rzeczy pozornie błahe, zwłaszcza gdy idą z rosnącą falą zbiorowych namiętności. Ta fala może je wynieść niespodziewanie wysoko. „Epoka", czasopismo informacyjno-publicystyczne o orientacji demokratycznej, założone w 1932 r., po przerwie wznowione w 1936, ukazywało się do 1939. 54 1936 1936 55 279 Nr 28, 28 czerwca Jesteśmy tak zblazowani, że byle co nas nie zdziwi. We Francji przyszedł do władzy lewy front i robotnicy zaczęli strajkować80. Unas był Kościałkowski, i cenzura za tego liberalnego ministra gnębiła prasę. Przyszedł gen. Składkowski;,, „rząd silnej ręki", i cenzura osłabła. Już się prawie nie widuje białych miejsc w dziennikach opozycyjnych i „Gazeta Polska" wychodzi bez przeszkód. Spotkałem redaktora pewnego pisma satyrycznego. „Kiepsko jakoś - powiada - cenzura wszystko nam puszcza, a to bardzo osłabia powodzenie pisma. Nie ma żadnej zabawy w przemycaniu ostrzejszych kawałków i pismo traci smaczek owocu zakazanego". Ponieważ jednak „nic w cenzurze nie ginie", gdzieś musiał się wyładować nadmiar zakazów. Wolno pisać gazetom o sprawach wewnętrznych, ale coraz konsekwentniej zostaje wymazywana z naszego życia kulturalnego Rosja. Polska ma traktat o nieagresji z obu sąsiadami81. Z Niemcami trwa wciąż żywa wymiana tak zwanych wartości „kulturalnych"