Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dla Kierstaada Wulfgar symbolizował wielkość, jaką plemiona Doliny Lodowego Wichru mogły osiągnąć oraz wielkość, jakiej on również pożądał. Wulfgar zmarszczył brwi na jego widok. Kierstaad i Drizzt zamienili kilka słów, po czym podeszli do głównej grupy. – Przyszedł pomówić z Wulfgarem – wyjaśnił drow. – Aby błagać o ocalenie plemion – przyznał Kierstaad, wpatrując się w swego barbarzyńskiego pobratymcę. – Plemiona dobrze sobie radzą pod opieką Berkthgara Śmiałego – odparł Wulfgar. – Właśnie że nie! – odpowiedział ostro Kierstaad, a pozostali wzięli to za wskazówkę, by dać dwóm mężczyznom trochę miejsca. – Berkthgar rozumie stare zwyczaje, to prawda – ciągnął Kierstaad. – Jednak stare zwyczaje nie oferują nadziei na nic lepszego niż życie, jakie znamy od stuleci. Jedynie Wulfgar, syn Beornegara, może naprawdę zjednoczyć plemiona i wzmocnić nasze więzi z ludźmi z Dekapolis. – Tak będzie lepiej? – spytał sceptycznie Wulfgar. – Tak! – odrzekł bez wahania Kierstaad. – Żaden członek plemienia nie będzie już głodował dlatego, że zima jest ciężka. Nie będziemy już tak zależni od stad karibu. Wulfgar, dzięki swym przyjaciołom, może zmienić nasze zwyczaje... może zaprowadzić nas w lepsze miejsce. – Mówisz głupstwa – powiedział Wulfgar, machając ręką i odwracając się od mężczyzny. Kierstaad nie pozwolił mu jednak tak łatwo odejść. Młodzieniec podbiegł do niego od tyłu i chwycił Wulfgara mocno za ramię, obracając go. Kierstaad zaczął wysuwać kolejny argument, wyjaśniać, iż Berkthgar wciąż uważał ludzi z Dekapolis, a nawet krasnoludzki lud przybranego ojca Wulfgara, bardziej za wrogów niż za sojuszników. Było tak wiele rzeczy, które Kierstaad chciał powiedzieć Wulfgarowi, tak wiele argumentów, które chciał przedstawić wielkiemu mężczyźnie, aby spróbować przekonać go, iż jego miejsce jest wraz z plemionami. Wszystkie te słowa uleciały jednak daleko, bowiem Wulfgar obrócił się gwałtownie, podążając za pociągnięciem młodzieńca, i zamachnął się ręką, uderzając młodego mężczyznę mocno w pierś i posyłając go w krótki lot, a następnie w ślizg po zboczu urwiska. Wulfgar obrócił się z niskim, zwierzęcym warknięciem, wracając pędem do swej miski z kolacją. Z każdej strony podniosły się protesty, zwłaszcza od Catti-brie. – Nie musiałeś uderzać chłopca – wrzasnęła, lecz Wulfgar jedynie machnął na nią ręką i znów warknął, po czym wrócił do jedzenia. Drizzt pierwszy znalazł się przy boku Kierstaada. Młody barbarzyńca leżał twarzą w błocie u podstawy urwiska. Regis dotarł zaraz za drowem, podając jedną ze swych chusteczek, by obetrzeć trochę szlamu z twarzy Kierstaada – oraz by pozwolić mężczyźnie ocalić trochę dumy i szybko otrzeć łzy lejące mu się z oczu. – On musi zrozumieć – stwierdził Kierstaad, spoglądając na szczyt wzgórza, lecz Drizzt przytrzymał go silnie za ramię, a młody barbarzyńca nie wyrywał się specjalnie. – Ta kwestia została już rozstrzygnięta – powiedział drow. – Pomiędzy Wulfgarem a Berkthgarem. Wulfgar dokonał wyboru i wyborem tym była droga. – Krew przed przyjaciółmi, taka jest zasada plemion – spierał się Kierstaad. – A bracia krwi Wulfgara potrzebują go teraz. Drizzt przekrzywił głowę i na jego gładkiej, mahoniowej skórze twarzy pojawiła się porozumiewawcza mina, która uspokoiła Kierstaada bardziej, niż mogłyby to zrobić jakiekolwiek słowa. – Czyżby? – drow spytał spokojnie. – Czy to plemiona potrzebują Wulfgara, czy też Kierstaad? – Co masz na myśli? – wyjąkał młodzieniec, wyraźnie zawstydzony. – Berkthgar jest na ciebie zły od długiego czasu – wyjaśnił drow. – Być może dopóki Berkthgar włada plemionami, nie znajdziesz pozycji, która by ci odpowiadała. Kierstaad wyrwał się gwałtownie, z twarzą wykrzywioną złością. – Tu nie chodzi o pozycję Kierstaada w plemionach! – wykrzyknął. – Mój lud potrzebuje Wulfgara, tak więc przyszedłem po niego. – Nie podąży za tobą – rzekł Regis. – Ani go nie zaciągniesz, jak sądzę. Kierstaad, z wyraźną frustracją na twarzy, zaczął zaciskać i otwierać pięści u swych boków. Młody wojownik popatrzył na urwisko, po czym wykonał krok w tamtym kierunku, lecz zwinny Drizzt stanął szybko przed nim. – Nie podąży za tobą – powtórzył drow. – Nawet Berkthgar błagał Wulfgara, by pozostał i przewodził, lecz to, zgodnie ze słowami samego Wulfgara, nie jest teraz jego miejsce