They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Stojąca w wodzie postać to święty Jan Nepomucen, Czech, patron ludzi tonących. Nad wejściem do komory Staszica widoczna jest gwiazda Dawida, upamiętniająca pracujących tu w zorganizowanej przez hitlerowców fabryce silników lotniczych więźniów żydowskich, wymordowanych po likwidacji zakładu. W komorze Skarbnika rzeźba przedstawiała postać ducha-strażnika solnego skarbu. Wedle górników nie jest on złym duchem, ale jego pojawienie się w jakimś rejonie kopalni zwiastuje tam właśnie bliskie nieszczęście. Czasem też Skarbnik pokazuje się nie jako starzec w górniczej opończy, ale pod postacią polatującego jak motyl niebieskawego światełka. Jeszcze tylko komory “Wisła” i “Warszawa”. Nazwa tej ostatniej pochodzi stąd, że wydobytą z niej sól oddawano na potrzeby Księstwa Warszawskiego. Obecnie sala pełni różnorakie funkcje. Od obchodów Barbórkowych po imprezy artystyczne i sportowe. Niepostrzeżenie zeszliśmy na poziom III (główny) - na głębokość 135 metrów. Pod naszymi stopami znajdowało się jeszcze sześć kondygnacji, rozmieszczonych przeciętnie co 30 metrów. Z małej komory “Izabela”, gdzie można było zobaczyć nader rzadko znajdowaną sól szybikową, mieliśmy do wyboru skierować się do szybu wyjazdowego albo do muzeum. Zachęcani gorąco przez Marię i Janusza wybraliśmy muzeum. Profesor Miguel Jose de la Vega zmarszczył ledwo dostrzegalnie brwi. Gdy wychodziliśmy z szybu Daniłowicza i goście ruszyli przodem, Janusz zapytał szeptem: - I co? Zauważył pan coś podejrzanego w ich zachowaniu? Zaśmiałem się cicho: - Raczej nie. Oprócz pewnej niechęci profesora do naszego solnego cudu. Ale mogło być ona spowodowana ukrywaną klaustrofobią, czyli lękiem przed przebywaniem w zamkniętym pomieszczeniu. Słyszałem o takich, którzy uciekali z kopalni dosłownie z krzykiem. - Brr - odwróciła się do nas Maria - zmarzłam na dole. - Cóż, panuje tam stała temperatura 15 stopni Celsjusza. Przepraszam, ale zapomniałem cię ostrzec, żebyś wzięła ze sobą jakiś sweterek. - Trzeba było tylko powiedzieć - dołączył do mnie Janusz - dałbym pani swoją bluzę. Że nie pomyślałem o tym! - Zaraz wszyscy się rozgrzejemy! - zawołał Kobiatko. - Zapraszam państwa na obiad do karczmy “Halit” pana Piotra Holika. Obiad zapowiadam: “specjalnie dla gości”, czyli przysmaki kuchni polskiej! Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i zagłębiliśmy się w przytulnym wnętrzu karczmy. A oto obiad, który zaserwował nam Aleksander, korzystając z pomocy kelnera, pana Piotra Piszczka: zupa grzybowa w chlebie, polędwica spod strzechy lub do wyboru przysmak karczmarza i jabłka w cieście. Profesorowi zaproponował kieliszek żubrówki, a nam wszystkim (rzeczywiście trochę podziębliśmy w kopalni) od razu po herbacie z podwójną cytryną. Pyszności to był obiad! W pełni docenili to nasi goście. Profesor okazał nawet grzecznie zainteresowanie początkami historii wydobycia soli. - Początki produkcji soli warzonej w regionie wielickim - wyjaśnił uprzejmie Kobiatko - sięgają 3500 lat przed naszą erą. Pierwsze natomiast ślady warzelnictwa soli znalezione w samej Wieliczce pochodzą z przełomu starożytności i naszej ery. Sól kamienną odkryto najpierw w Bochni (około 1250 roku). Było to odkrycie przypadkowe, podczas pogłębiania studni solankowej. W Wieliczce szukano soli już świadomie, a do jej eksploatacji przystąpiono w 1290 roku Maria uśmiechnęła się do Aleksandra: - Zwiedziliśmy już przepiękną kopalnię w Wieliczce, rozmawiamy teraz znów o soli. Czy nie czas zająć się “złotem Inków”? Jak to się stało, że dotarłeś do prawdopodobnego miejsca jego ukrycia? Kobiatko napuszył się lekko z dumy i opowiedział swą historię wyprawy brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego pod Czubatą Skałę. Zauważyłem z szacunkiem, że nie wymienia ani nazwy góry, ani Zbójeckich Skałek czy Zbójeckiej Jaskini. Mówi po prostu “góra”, “jaskinia”. Ale czy to nie była spóźniona ostrożność po wygłoszonym w Krakowie referacie? W każdym razie nasi goście słuchali z zainteresowaniem i nie zadawali kłopotliwych pytań. Jasne, przecież wiedzieli, że choćby teraz Aleksander coś przemilczał, to i tak zaprowadzi ich prosto do miejsca, gdzie skarb jest prawdopodobnie ukryty. Zresztą obecność Peruwiańczyków tutaj świadczyła, że albo naprawdę nie mają złych zamiarów, albo nie zaangażowali polskich wspólników. Inaczej obyliby się bez nas. Tylko skąd to ogłoszenie o “indiańskich pamiątkach” w Tarnowie i dziwne zachowanie się właściciela tarnowskiego telefonu? Może rzeczywiście jakiś kolekcjoner sprzedawał swe zbiory za dolary, a potem bał się, że to złodzieje dybią na jego uzyskaną w ten sposób fortunkę? - A jak panowie sądzą - odezwał się profesor - czy opowieść o pobycie naszych przodków nad Dunajcem jest prawdziwa? - Jasne! Inaczej byśmy nie jechali do Czorsztyna - wyrwał się Janusz. Aleksander zaśmiał się i przygładził włosy