Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W Barbarzyńcy w ogrodzie podziwiał Herbert w dziełach Piera delia Francesca szczególny stosunek artysty do własnej sztuki: antypsychologizm, pełne uprzedmiotowienie dzieła, skrycie się za nim. Jeśli W roku 1962 w warszawskim wydawnictwie „Czytelnik" ukazał się Barbarzyńca w ogrodzie - pierwszy tom esejów Zbigniewa Herberta. 86 PODROŻĘ lYLartwą naturę z wędzidłem (1993) zrodziło długoletnie obcowanie z dziełami malarzy niderlandzkich. J an van Goyen (1596-1656), Widok Dordrechtu chciał wejść w te i podobne im malowidła, zrozumieć dawną architekturę - badał konteksty historyczne, przyczyny ekonomiczne, więc nie tajniki osobowości twórcy, lecz byt określający jego świadomość. Na północy jest inaczej. Podróżuje ktoś starszy, mówiący o sobie, iż nie jest zawodowcem, historykiem sztuki, lecz amatorem. W pośmiertnie wydrukowanym szkicu Willem Duyster (1599-1635) albo dyskretny urok soldateski napisał Herbert: „Amatorzy, to znaczy ci, którzy obcują z dziełami sztuki dla własnej przyjemności, a nie z niskich pobudek materialnych, czyli zawodowo, odczuwają nieprzepartą potrzebę kontaktu z osobą artysty, mówiąc po prostu, dawno zmarłego człowieka, poprzez przedmioty, które są jedynym materialnym śladem jego obecności. [...] uparty i naiwny amator [...] pyta o sprawy pozornie wykraczające poza obręb estetyki, a mianowicie o naturę moralną artysty - czy był odważny, wierny sobie i czyjego ręką i okiem rządziły elementarne zasady uczciwości. [...] Opowiadam się po stronie ginącej rasy amatorów, ponieważ sam Życie wśród zmarłych artystów 87 Q,. do nich należę. Najzwyczajniej, tak jak wszyscy, bronię swojej racji istnienia. Chciałbym żyć pośród zmarłych artystów, podobnie jak żyję wśród otaczających mnie ludzi, kierując się sympatią, antypatią, kornym uwielbieniem, zapiekłą niechęcią, mało dbając o teoretyczne uzasadnienia tych arbitralnych ocen, bowiem głębokie uczucia opierają się, na szczęście, racjonalizacji. Pociąga mnie bardziej charakter, mniej mistrzostwo. Prostodusz-nie sądzę, że ani talent, ani czarodziejstwa warsztatu nie potrafią przesłonić pospolitej i miałkiej duszy artysty". I to pisał autor cytowanych wcześniej słów z eseju o Piero delia Francesca! To on oddzielał charakter od mistrzostwa. Tylko że tutaj słowo „mistrzostwo" rozumiał jako samą biegłość techniczną, którą daje się wprawdzie ocenić i wycenić, ale jej znajomość dla amatora (tedy kochającego, a kocha się nie obrazy, lecz ujawniające się w nich osoby) jest drugorzędna. Pisząc o Piero, chciał być taki jak on, zniknąć w bezosobowym dziele, które powstanie (esej pisany w pierwszej osobie może też stawać się w tym znaczeniu bezosobowy). Później, w Holandii patrzył na malarzy poprzez dzieła ich życia już spełnione, czy w swym zasadniczym zrębie już spełnione, i widział siebie jako jednego z nich. „Warto więc badać - pisał - żywe dzieła sztuki, zapominając o datach, metrykach, szkołach, kierunkach, tematach - koniach, okrętach czy kwiatach, a stosować kryteria mniej ba-kalarskie, bardziej istotne - wewnętrzny impet, stosunek do absolutu, centralną wizję, powagę i siłę, z jaką artysta ściera się z rzeczywistością, przegrywa - wygrywa - nie godzi się na łatwy kompromis". Tego artystę trzeba widzieć osobno i osobowo, jako indywidualność - wobec jego sztuki, wraz z je- v^h hciał „żyć pośród zmarłych artystów", odnajdywał ich dzieła w muzeach, w kościołach, rysował i notował w swoich szkicownikach, tak jak tu szkicował i objaśniał sobie dzieło XIII-wiecznego włoskiego artysty, Niccola Pisano. Były to rzeczywiste spotkania z ludźmi, choć tylko w swej skupionej wyobraźni widział ich twarze lub słyszał ich głosy. PODRÓŻE Ge lerard Terborch, Chhpiec iskający psa. „Zgrabne palce przesuwają się po skórze zwierzęcia. Malec oddaje się tej czynności z napiętą uwagą i z tym szczególnym rodzajem wyłączności i całkowitego oddania, do którego zdolne są tylko dzieci". go sztuką. Historia przy tym nie tłumaczy wszystkiego, „bowiem rytm sztuki bywa często zaskakująco odmienny od rytmu dziejów, ma własne bitwy, przymierza. Granice, królestwa i klęski". W swych niderlandzkich podróżach, poprzez oglądane w muzeach obrazy spotykał wielu świetnych malarzy, lecz pisał tylko o niektórych. Tu dokonajmy jeszcze większego wyboru i z artystów obecnych w Martwej naturze z wędzidłem wyróżnijmy tylko dwóch: Terborcha i Tor-rentiusa. Gerard Terborch (czy, jak piszą Holendrzy, ter Borch) był malarzem subtelnym, znał przy tym wartość swych obrazów, umiał wyrażać ją w guldenach. W młodości wiele podróżował, potem osiadł, stał się cenionym mistrzem. Obracał się wśród rodzimej elity społecznej, i to mu odpowiadało - także jako artyście. Nie musiał malować przepychu, w którym żyły portretowane postacie, ich strojów paradnych, posiadłości za oknami, bogactwa widocznego w urządzeniu wnętrz, dostatku rodziny, służby. Zamawiający bowiem wizerunki „regenci i patrycjusze" przyjmowali posiadanie przez siebie wszelkich dóbr jako rzecz zwyczajną i nie potrzebowali się nimi chwalić. Terborch nie budował świata kolorem, lecz koloru używał jako objawienia. „W jego powściągliwych obrazach przeważają zgaszone brązy, ugry i szarości; na tym tle wybucha nagle suknia o barwie ultramaryny, świetlistych żółci, cynobrowych czerwiem". Kto oglądał dzieła Terborcha, wie, że tak właśnie jest. Tytuł eseju Herberta: Gerard Terborch. Dyskretny urok mieszczaństwa - zawiera ironię, ale też wska- Ferard Terborch (1617-1681), Ojcowskie napomnienie. Czy jest to scena rodzinna w mieszkaniu cnotliwych mieszczan, czy może, jak chcą inni, obrazek z burdelu? Ktoś start z obrazu złotą monetę, którą mtody wojak trzymał w palcach. „Czy kobieta w czerni, sącząca wino jest matką, czy też - o czym świadczą obrazy o podobnej tematyce - po prostu kuplerką, pośredniczką grzesznego związku?". Nie tylko Terborch wśród ówczesnych artystów wpisywał moralnie naganne: zdarzenie „w nienaganne, ;; przesycone cnotą f i szlachetnością dekoracje".'.. 90 PODROŻĘ , Vażny w karierze malarza był wyjazd do Munsteru, gdzie w 1648 r. zawarto pokój, kończąc wojnę trzydziestoletnią. „I Terborch uwiecznił uroczysty moment zaprzysiężenia układu". żuje wartościową, właśnie mieszczańską tradycję i artystę duchowo bliskiego pisarzowi