Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Acha, więc i z tej strony czyha na mnie pułapka. Już teraz się nie wymknę — pomyślał król i pierwszy zaatakował: — Powinien pan wiedzieć, że biedny wicehrabia Jan omal nie został zamordowany. — To znaczy, że pchnięto go szpadą w łokieć. Przyszedłem powiedzieć o tym wypadku Waszej Królewskiej Mości. — Rozumiem, aby uprzedzić pogłoski. — Aby nie dopuścić do fałszywych komentarzy, Najjaśniejszy Panie. — A więc pan zna tę sprawę? — zapytał król znaczącym tonem. — Doskonale. — Właśnie mówiono mi o tym w pewnym miejscu. De Choiseul nawet nie drgnął. Delfin nakręcał zegar, ale spuściwszy głowę słuchał, nie tracąc ani jednego słowa. — Teraz ja powiem, jak się rzecz miała — rzekł król. — Czy Wasza Królewska Mość jest pewien, że informacje były dokładne? — zapytał de Choiseul — Och, co się tyczy... — A więc słuchamy, Najjaśniejszy Panie. — Słuchamy? — Tak jest, Jego Wysokość Delfin i ja, — Jego Wysokość Delfin? — powtórzył król, spojrzawszy w stronę wnuka — a cóż z tym wspólnego ma delfin? — Ta sprawa dotyczy przecież Jej Królewskiej Mości małżonki delfina — mówił de Choiseul, składając ukłon w stronę królewicza. — Małżonki delfina?! — krzyknął król zaniepokojony. — Tak jest. Czy nie wiesz o tym, Najjaśniejszy Panie? W takim razie Wasza Królewska Mość jest źle poinformowany. — Małżonka delfina i Jan Dubarry. To naprawdę ciekawe! — mówił król, — Niech pan to wyjaśni, panie de Choiseul, i nic przede mną nie ukrywa, chociażby sama małżonka delfina raniła wicehrabiego. — Najjaśniejszy Panie, to nie Jej Wysokość małżonka delfina go raniła — wyjaśniał spokojnie de Choiseul — ale oficer z jej eskorty. — I pan tego oficera zna, panie de Choiseul? — spytał król, — Nie, Najjaśniejszy Panie. Ale Wasza Królewska Mość musi go znać, jeżeli pamięta o wszystkich swoich dobrych sługach. Nazwisko tego oficera, rozsławione pod Philipsburgiem, Fonteaoy i Mahon, brzmi: Taverney-Maison-Rouge, Delfin zdawał się chłonąć z powietrzem to nazwisko, aby je lepiej zachować w pamięci. — Maison-Rouge! — rzekł Ludwik XV. — Ależ oczywiście, znam to nazwisko. Tylko dlaczego bił się z moim ulu bieńcem Janem? Czy dlatego właśnie, że jest moim ulubieńcem? To jakaś niedorzeczna zazdrość, zalążek niezadowolenia, może buntu! — Najjaśniejszy Panie, czy raczysz minie wysłuchać? — zapytał de Choiseul. Ludwik XV pojął, że jedynym sposobem wycofania się z rozmowy, której przebieg stawał się niepożądany, jest okazanie gniewu. — Mówię panu, że widzę w tym zarodek spisku przeciwko mojej rodzinie. — Ach, Najjaśniejszy Panie — perswadował de Choiseul — czyż broniąc Jej Wysokość małżonkę delfina, wnuka Waszej Królewskiej Mości, ten dzielny młodzieniec zasłużył na takie zarzuty? Delfin wyprostował się i skrzyżowawszy ręce włączył się do rozmowy. — Co do mnie to jestem wdzięczny temu młodemu człowiekowi, narażającemu życie w obronie księżniczki, która za dwa tygodnie będzie moją żoną. — Naraził życie, naraził!... — mruknął król. — Z jakiego powodu? Trzeba przecież wiedzieć, z jakiego powodu! — Powód był taki — wyjaśniał de Choiseul — że podróżujący pospiesznie wicehrabia Jan Dubarry, próbował wziąć na postoju konie Jej Wysokości małżonki delfina, prawdopodobnie dlatego, żeby przyspieszyć swoją podróż. Król przygryzł wargi. Znowu nawiedziła go nieprzyjemna myśl, że to, co słyszy, kojarzy się groźnie z niepokojącymi wrażeniami, jakie wywołała scena u pani Dubarry. — Niemożliwe, znam tę sprawę. To pan jest źle poinformowany — powiedział, aby zyskać na czasie. — Nie, Najjaśniejszy Panie, nie jestem źle poinformowany i to, co miałem honor już powiedzieć, jest czystą prawdą. Wicehrabia Dubarry istotnie obraził Jej Wysokość małżonkę delfina, zabierając konie królewskie i uprowadzając je siłą mimo sprzeciwu poczmistrza. Wtedy właśnie Filip de Taverney, wysłany przez Jej Wysokość, po kilkakrotnym grzecznym i pojednawczym wezwaniu... — Och, och!... — nie dowierzał król