They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Wchodzili wBa[nie na rynek, zapeBniony |dnymi kazni ludzmi, gdy nagle WBodko poczuB ból. Kto[ uderzyB go w kark i popchnB do szybszego marszu. OdwróciB si. To zwykBy stra|nik gotuje si, by zniewa|y go po raz drugi. Hardym wzrokiem mierzy wic pachoBa i dBoD popdliw w kuBak [ciska, ale rce i nogi ma w ci|kich 61 |elazach. Nie mo|e si broni. WokóB siebie widzi stra|e i gmin nie|yczliwy, pospólstwo miejskie ciekawe widowiska. Jak bardzo trzeba hamowa sw w[ciekBo[, aby nie okaza bezsiBy. Rynek w tym mie[cie nie byB du|y. Na [rodku ratusz te| niewielki, ale z wysok wie|. Przywiedli go wic podle wie|y, gdzie staBo rusztowanie z przedziwn machin niczym studzienny |uraw. Nie miaB on czerpa wody. Zamiast wiadra widniaBo zBowieszczo, wzniesione midzy dwoma sBupami, pot|ne ostrze. Obok staB czBowiek, co twarz skryB w gBbokim kapturze, tgie ramiona skrzy|owaB na owBosionej piersi i czekaB. To mistrz czerwony. Przy nim, przybrany do pomocy, staB zwykBy miejski hycel. W rku trzymaB powróz, a oczy kaprawe wypatrywaBy skazaDca. Ju| dostrzegB. PodbiegB i zrcznym ruchem zarzuciB ptl na szyj dumnego zBoczyDcy. WstrzsnB gBow wizieD, ale ptla trzyma mocno, a| nabrzmie- waj |yBy. Pu[!  chce krzykn jam pleno titulo* kasztelan na-kielski, starosta sBuchowski, pan Domaborza. Mo|ecie zabi, ale nie postponujcie! Res sacra miser...** Skazaniec opiera si, ale oprawca cignie, z gminu sBycha szydercze [miechy. Zbywszy si swej pychy, odarty z magnackiego splendoru, patrzaB teraz struchlaBymi oczyma, jak mistrz, przejwszy go od rakarza, rwie zeD sparciaB w wizieniu koszul. MgBy podeszczowe wij si pasmami, to zasnuwaj, to odsBaniaj sdziowsk Baw. WBodko wyt|a wzrok. Nie ma króla, nie ma magnatów, czuje tylko nad sob karzc rk sprawiedliwo[ci. Na Bawie pospolici miejscy rajcowie i wójt kaliski z pozBocistym BaDcuchem na szyi. W jego dBoni pergamin ze zwieszajc si na sznurkach królewsk pieczci. Podaje go pisarzowi, zna gotowy to ju| wyrok. Bbennik tarabani gBo[no i milknie, a pisarz poczyna czyta histori o srogich nieprawo[ciach zuchwaBego pana, którego Baskawo[ królewska nie powstrzymaBa od zadawania krzywd Rzeczypospolitej. Nie mo|e sBucha tego starosta nakielski. ChciaB mie zamki jak orle gniazda, a zarobiB na loch. ChciaB, by pie[ni szBy o nim w pokolenia, a zdobi go niesBawa i hyclowski stryczek. PrzemógB si. ZebraB wszystkie siBy i przerywajc oddajce go katu ostatnie odczytywane sBowa osdzenia, krzyknB:  Nie! Zlitujcie si, pozwólcie |y! Nagrodz krzywdy, padn do stóp Jego Królewskiej Mo[ci...  A kto o|ywi zabitych?  pyta nagle kto[ z tBumu. WBodko szuka gorczkowo odpowiedzi, wargi mu dr| i oczy ma rozbiegane. Wiatr mgBy przepdza z rynku, wic wyrazniej gromady ludzi, niskie kamienice, wie|e ko[cioBów, grube baszty zamkowe. Oczy magnata szukaj znaku ratunku. WokóB surowe, nie|yczliwe twarze.  Bez nadziei, sine spe  szepcze przera|ony