Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- DO DZJABŁAAAH! Porządku na wachcie nie ma! Co starszy oficer robi?!! Znów światła się palą. Światła paliły się jak poprzednio. Starszy oficer wypadł z kabiny i zameldował się komendantowi. Po wysłuchaniu paru zwięzłych zdań pobiegł z instruktorami na miejsce przestępstwa, do kabiny ze zwierzętami. W kabinie nie było nikogo, prócz zwierząt. Małpy nie obudziły się nawet. Tylko puma mrużyła oczy przed światłem. Sprawdzono jeszcze raz wyłączniki. Oba kontaktowały prawidłowo. Nie było widać żadnego innego dodatkowego połączenia z siecią elektryczną. Przej- rżano wszystkie szafki, czy w jakiej nie siedzi dowcipny uczeń. Nie znaleziono nikogo. Klatki były pozamykane. Zgaszono światło. Na wszelki wypadek starszy oficer ustawił w pewnej odległości dwóch instruktorów, którzy mieli pilnować z ukrycia drzwi prowadzących do pomieszczenia ze zwierzętami. Powinni złapać przestępcę, gdyby jeszcze raz odważył się na tego rodzaju żarty. - Porządku u pana na statku nie ma! Położyć się spać ja nie mogę spokojnie! - "pruł" komendant starszego oficera. I znów zapanowała cisza na pokładzie, tylko szum wody trącej 0 burty mówił o tym, że fregata idzie z szybkością przynajmniej sześciu węzłów. Służbowi instruktorzy wpatrywali się w drzwi kabiny ze zwierzętami. Oficer wachtowy stał z lewej burty na rufie przy relingu, komendant - z prawej. Na tych obszarach wodnych, na jakich znajdowała się w tej chwili fregata, nie należało się spodziewać spotkania z jakimkolwiek statkiem. Najbliższy gościniec morski odległy był o wiele setek mil. Komendant z wolna zaczynał uspokajać się i żałować starszego oficera. Ten leżał w nieutulonym żalu na swej koi i klął wszystkie pokolenia od Adama i Ewy. Oficer wachtowy usiłował domyślić się, kto mu zrobił kawał, który skrupił się na niewinnym starszym oficerze. Uczniowie znajdujący się na wachcie obiecywali sobie uroczyście sprać winowajcę narażającego całą wachtę. Czuwali razem z instruktorami i łamali sobie głowy, kto mógł być owym Kainem. Sen szybko zmorzył podwachty w hamakach... - CHALERAAAAAAH! - zawibrowało w powietrzu. Znów w tej samej kabinie zapaliły się światła. Tłum rzucił się do drzwi prowadzących ze sterburty i bakburty do kabiny ze zwierzętami. Otworzono przeklęte pomieszczenie. Małpy spały, pelikan drzemał z dziobem ułożonym na piersi, tylko puma ziewała znudzona wrzaskami. Nadbiegł starszy oficer, w którego znów biły gromy. Wszyscy pozostali woleli trzymać się poza zasięgiem wzroku komendanta. Na fregacie zapanowało przerażenie: duchów nie ma, ale kto zapala światło? Natychmiast rozmontowano wyłączniki. Sprawdzono każdy kabel 1 każde jego rozgałęzienie. Nie znaleziono żadnego nowego połączenia. Wykluczone, żeby ktoś od zewnątrz zapalał światło. Zmontowano z powrotem wyłączniki. Znikło ostatnie podejrzenie, że ktoś dołączył się do sieci i włącza światło ukryty gdzieś na zewnątrz. Zgaszono ponownie światło. Przy umieszczonych w drzwiach wentylatorach ustawili się instruktorzy, obserwując przez szpary wnętrze kabiny. Przy otwartych iluminatorach nikt nie stał, by nie spłoszyć swym widokiem nieznanego sprawcy. Kilkunastu uczniów pilnowało razem z instruktorami, wszyscy już bez wyjątku byli podenerwowani i zaciekawieni. Ci, którzy wierzyli w duchy - triumfowali. W całym międzypokładzie było już wiadomo, że duch zapala światło w kabinie ze zwierzętami. __Sygnały śmierci! - zawyrokował ktoś. - Kozbijemy się w Bi- skajach. __Idioto! Przecież nie będziemy wcale tamtędy szli - osadzili go biegli w nawigacji. __No, to w takim razie zderzymy się z jakimś pływającym wrakiem. Pogrążona w pozornej ciszy fregata, idąc sześciowęzłowymi krokami w kierunku swego przeznaczenia, kipiała. Z dziobu znów można było zobaczyć tylko dwa światła - zielone i czerwone. Napięcie wzrastało. Podwachty w hamakach nie spały. Wielu wyszło na pokład, spodziewając się być świadkami czegoś groźnego i niesamowitego. Skupili się przed tajemniczym pomieszczeniem. Niektórzy zaczęli się zakładać: Zapali się? Nie zapali się? ZAPALIŁO SIĘ! W chwili gdy zabłysły znów trzy białe światła, obaj instruktorzy jak na komendę ryknęli: - FLIP!!! Flip była to brazylijska małpka z gatunku Cebus, zamknięta w jednej z klatek umieszczonych w kabinie. Należała do czwartego oficera. W niewytłumaczony sposób Flip potrafił oderwać jedną kratę, tak iż mógł ją odsuwać u dołu i wywieszać się z klatki na swym długim chwytnym ogonie tak daleko, że dosięgał łapką wyłącznika. Po zapaleniu światła Flip błyskawicznie chował się do klatki i udawał, że śpi jak zabity. Od momentu schwytania na gorącym uczynku Flip stał się bohaterem podróży