Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
– Wkrótce poznam twe imię – wyszeptał. – I zapamiętam je. – Muszę już lecieć! – oznajmił Crokus. Alchemik ze zdziwieniem zauważył, że jego gość wpadł nagle w panikę. – To znaczy – ciągnął chłopak – jeśli wszystko tu jest w porządku. – Chyba jest – przyznał Baruk. – Dziękuję ci za biegłość w rzucaniu cegłami, Crokus. Młodzieniec ruszył ku drzwiom, zatrzymał się, podrzucił monetę, złapał ją w locie i rozciągnął usta w nerwowym uśmiechu. – Chyba po prostu miałem szczęście – powiedział, wychodząc. Kapitan Paran przykucnął obok łóżka Colla. – Ciągle śpi – oznajmił. Wstał i spojrzał na Sójeczkę. – Bierzcie się do roboty. Przed kilkoma minutami przybył Kalam w towarzystwie dwóch sabotażystów. Sierżant pomyślał, że jak dotąd zdołali uniknąć strat, choć zbroja kapitana była potężnie poobijana, a wyraz twarzy, z jakim wszedł do pokoju, niosąc w ramionach ciało Lorn, powstrzymał sierżanta przed próbami zgłębienia stanu jego ducha. Zwłoki przybocznej leżały teraz na drugim łóżku, blade i nieruchome. Jej zbielałe wargi zastygły w dziwnym, ironicznym uśmieszku. Sierżant przyjrzał się wszystkim zebranym w malej izbie ludziom. Twarze, które znał tak dobrze, zwracały się ku niemu w oczekiwaniu. Zatrzymał wzrok na Żal, czy Apsalar, jak teraz kazała się nazywać. Cokolwiek uczynił jej Młotek, nie była już tą kobietą, którą znał. Stała się czymś mniej, lecz zarazem czymś więcej. Nawet sam uzdrowiciel nie był pewien, co właściwie zrobił. Uwolnił pewne wspomnienia i umiejętności, a wraz z nimi straszliwą wiedzę. W jej oczach widać było ból, który nagromadził się tam przez lata grozy, zdawała się jednak nad nim panować, znalazła jakiś sposób, siłę, która pozwalała jej żyć ze świadomością tego, kim kiedyś była. Gdy go spotkała, powiedziała tylko: – Chcę wrócić do domu, sierżancie. Nie miał nic przeciwko temu, choć zadawał sobie pytanie, w jaki sposób planuje przemierzyć dwa kontynenty i dzielący je ocean. Sięgnął po owinięte w tkaninę kości przedramienia, które leżały na stole. – Tak jest – odpowiedział na rozkaz Parana. Gorące, parne powietrze w pokoju wypełniła aura napięcia. Sójeczka zawahał się. Na ulicach Darudżystanu doszło do walki i Szybki Ben potwierdził fakt śmierci władcy Galayn. W gruncie rzeczy, czarnoskóry czarodziej nie otrząsnął się jeszcze z szoku. Sierżant westchnął, pomasował świeżo uzdrowioną nogę i wbił w blat osadzone w przedramieniu ostrze. Kontakt nawiązali natychmiast. Izbę wypełnił ochrypły głos wielkiej pięści Dujeka. – Najwyższy czas, Sójeczka! Nie musisz mi opowiadać o władcy Galayn. Tayschrenn zapadł w śpiączkę czy coś w tym rodzaju. Wszyscy w dowództwie słyszeli jego krzyk. To znaczy, że Anomander Rake załatwił bestię. Co jeszcze? Sójeczka zerknął na Parana, który skinął głową, ustępując mu pierwszeństwa. – Plan przybocznej Lorn spalił na panewce – zaczął sierżant – a sama przyboczna zginęła. Mamy jej ciało. Skrzyżowania są zaminowane, ale ich nie wysadzimy, wielka pięści, bo wybuch mógłby otworzyć komory gazu pod miastem i obrócić nas wszystkich w popiół. Dlatego... – Zaczerpnął głęboko tchu, czując gwałtowny ból w nodze. Młotek zrobił, co mógł, to znaczy bardzo wiele, pewne uszkodzenia jednak pozostały. Czuł się z tego powodu osłabiony. – Dlatego wycofujemy się, wielka pięści – dokończył cicho. Dujek milczał przez chwilę. Wreszcie odchrząknął i zaczął mówić. – Mamy problemy, Sójeczka. Po pierwsze, wkrótce stracimy Pale. Tak jak podejrzewałem, Caladan Brood zostawił północ Karmazynowej Gwardii i pomaszerował na nas ze swymi Tiste Andii. Towarzyszą mu też Rhivijczycy oraz Barghastowie Jorricka, którzy właśnie rozprawili się ze Złotymi Moranthami. Po drugie będzie jeszcze gorsze. – Wielka pięść przełknął głośno ślinę. – Siedem Miast dzieli od otwartego buntu może tydzień i cesarzowa o tym wie. Przed pół godziną zjawił się tu jakiś szpon z Genabaris. Szukał Tayschrenna. Moi ludzie dorwali go wcześniej. Sójeczka, on miał ze sobą odręczne pismo cesarzowej. W imperium oficjalnie wyjęto mnie spod prawa. Tayschrennowi rozkazano mnie aresztować i stracić. Zostaliśmy sami, przyjacielu. W pokoju zapadła cisza. Sójeczka zamknął na chwilę oczy. – Rozumiem, wielka pięści. Kiedy wymaszerujesz? – Wygląda na to, że Czarni Moranthowie nadal są po naszej stronie. Nie pytaj mnie dlaczego. O świcie mam rozpocząć rokowania z Caladanem Broodem i Kallorem. Podejrzewam, że wtedy się wszystko rozstrzygnie. Albo pozwoli nam odejść, albo zabije nas, zdobywając Pale. Wszystko zależy od tego, co wie o Panniońskim Jasnowidzu. – Za parę dni mamy się spotkać z grupą Czarnych Moranthów, wielka pięści – wtrącił Sójeczka