They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Po głowie chodził mu fragment wiersza: "I kościół był tak pusty, że w głębi widziałem księdza z kielichem w ręku i chłopca ze dzwonkiem..." - A może pan widział mojego tatusia? Chłopiec miał może pięć, a może sześć lat, bledziutką buzię i wielkie niebieskie oczy. Wpatrywał się w Andrzeja z wyrazem ogromnego napięcia. - Widział pan? Kobieta zjawiła się dopiero teraz. Miała na sobie letnią garsonkę i płaszcz, zarzucony na ramiona. Bezradnie rozejrzała się po pustej ulicy. - Halo! - zawołał Andrzej. - Szuka pani kogoś? Ociągając się podeszła i powiedziała do chłopca: - Chodź, Wojtek. To jeszcze nie tu. - A gdzie? - zapytał Andrzej. - Nie wiem. Wzięła chłopca za rękę. Widział, jak oddalali się. Jego samotne kroki zlały się po chwili z odgłosem tamtych; równych, chłopięco-żołnierskich. Patrzył za nimi, aż zniknęli za zakrętem. Wtedy poprawił karabin i ruszył także. Czekali na niego w świetnych nastrojach i przy pełnym stole. Kiedy tylko stanął w drzwiach, Smutny wybębnił pospiesznie na pianinie - nie wiedzieć czemu - marsz weselny, a Janek ruszył do niego z pełnym kieliszkiem: - Abyśmy zdrowi byli. - I w wolnej Polsce jedli, pili - dokończył natychmiast Smutny. - Andrzej, czy uprzytomniłeś swojej siostrze Krystynie, że oprócz wszystkich innych zalet i talentów jestem również poetą? - Obawiam się, że to ci też wiele nie pomoże - stwierdził sceptycznie Pralinka. - Wypij, Andrzej, tak ich, wszystkich wyszkoliłeś, że nie tkną bez ciebie okruszyny chleba, kropelki bimbru... - Człowieku, to nie jest bimber - oburzył się Janek. - Najprawdziwsza czysta... - A może byśmy jednak zaczęli? - przypomniała Krystyna. - Właśnie! Andrzej, przemówienie. - Odchrzańcie się. Ani myśleli. Otoczyli go zwartym kołem i zaczęli skandować: - Andrzej, prze-mów! Andrzej, prze-mów! - Do stołu - rozkazał. Rozsypali się w tyralierę i po chwili byli już na swoich stanowiskach. - Czekaliśmy pięć lat - powiedział - do chwili, aż wezwano nas i powiedziano: tu jest kula, a tam jest wróg. Pozostaje nam więc tylko w niego trafić. Jeśli ręka drgnie, jedyna nasza kula przepadnie, zostaniemy bezbronni i wtedy każdy będzie mógł nas zabić... Nasze zdrowie. I mierzcie dobrze! Wypili. Zjedli. A potem zebrali się wokół pianina. Smutny grał. Grał to wszystko, co grywał popołudniami w "Złotej Papudze", grał także harcerskie piosenki, które śpiewali przy ognisku podczas wypadów do Puszczy Kampinoskiej, grał, jak grywał im zawsze, a oni jak zawsze siedzieli zasłuchani w melodie, - swe własne myśli, w przyszłość... - Andrzej... Wysunęła rękę i ostrożnie, delikatnie dotknęła jego dłoni. Spojrzał na jej śliczną, senną twarz porcelanowej lalki. - Źle trafiłaś, Luna! - Nie mów tak. - Jeśli nie chcesz uwierzyć teraz, przekonasz się później. - Nie wiem nic o tobie, ale jeśli coś straciłeś... Masz przed sobą jeszcze całe życie. - Nie, moja śliczna. I nie pytaj o nic, bo niczego ciekawego ode mnie nie usłyszysz... Owszem, mogę mówić, że bawi mnie twoja porcelanowa buzia, że lubię dotknięcie twoich rąk i moment, kiedy tak leniwie zamykasz oczy. Niewiele tego, ale nic więcej powiedzieć ci nie mogę i nie chcę... - A jeśli ci nie uwierzę? - To już twoja sprawa. I twoje własne ze sobą rachunki. Ja mój już podsumowałem. - I zgodził się? - Tak. Wyszedł na minus. Raport nr 6 Niedziela, 6 sierpnia, godz. 21.40 Rozruchy trwają. Trwa to już sześć dni. Sześć dni, podczas których, mimo rzucenia ogromnych sił na jedną tylko dzielnicę - Wolę - mimo wprowadzenia czołgów, lotnictwa i stosowania akcji specjalnej - nie zdołaliśmy jej w pełni opanować. W dalszym ciągu cmentarze wolskie opanowane są przez bandy, nie udało się też ostateczne przebicie arterii Wolskiej. Natomiast jeden batalion brygady SS-D nacierając wzdłuż ulicy Ogrodowej, Chłodnej i Krochmalnej osiągnął Żelazną Bramę, Ogród Saski i dotarł do Pałacu Brühla. Lotnictwo pracuje. Miasto płonie. Postępy nasze są minimalne. "R-4" melduje, że zachodzi obawa przekształcenia się rozruchów w ruch ogólnokrajowy. Wskazują na to podobno pewne ruchy oddziałów partyzanckich. "Ef 42" - Stef! - Rany, Wrona! Cześć! - Cześć, chłopie! Ależ tu u was - Człowieku, dzisiaj to raj!... Kryj się! Skoczyli za pomnik. Przywarowali. Ucichło. - A ty skąd tutaj? Słuchaj, my nic nie wiemy, a Puszcza przyszła? Przecież byłeś w Puszczy? Wrona patrzył w skierowane na siebie pełne wyczekiwania oczy Stefa Łempickiego i zrobiło mu się trochę głupio. - Byłem u twojej mamy - wykręcił. Zastanowił się, co by powiedziała, gdyby zobaczyła tego swojego najmłodszego, ubranego w za duży niemiecki mundur, w hełmie, spod którego wyglądały zmęczone oczy, z nieodłącznym karabinem w rękach, w otoczeniu cmentarnych krzyży i pomników... - Bo nas tu ciągle straszą Puszczą - Stef usiłował przekrzyczeć strzały