They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Wy macie szansę jeden do dziesięciu, my jeden do trzech. Siedzieliśmy przy dużym stole w hotelowej restauracji. Był tłok, wokół szmer różnojęzycznych rozmów. – Aby dojść do tych wszystkich kontrolowanych poślizgów, nieomylnego forsowania Alp we mgle i po lodzie, wyciągania ogromnych przeciętnych szybkości, trzeba zapewne niemal od dziecka prowadzić samochód, prawda? – Niekoniecznie – odpowiedział kierowca. – Niektórzy z nas prowadzą od dziecka, inni są kierowcami stosunkowo od niedawna. – To jest sprawa talentu – powiedział ktoś z siedzących przy stole. – Taksówkarz może prowadzić od 40 lat i będzie tzw. nogą. – Na wysoką klasę jazdy składają się trzy czynniki: 20 procent – to talent, 30 procent – to jakość samochodu, reszta – praca – mówił Zasada. – A szczęście? – ktoś wtrącił. Pytam dalej: – Jaką rolę odgrywa jakość maszyny w waszym sporcie? Są tacy, którzy twierdzą, że maszyna jest ważniejsza niż kierowca. Teraz wszyscy śmieją się. – Gdyby tak było, automobilizm przestałby być sportem – mówi ktoś. – Samochód odgrywa jednak sporą rolę. Sobiesław powiedział, że 30 procent. – Te trzydzieści procent jest ruchome – uzupełnia pan Wędrychowski – zależne od warunków atmosferycznych. Przy idealnej pogodzie, na idealnej szosie, jakość samochodu znaczy więcej niż jedna trzecia. Ale my często jeździmy w złą pogodę. Wtedy dopiero widzi się, kto umie prowadzić. Ten dobry w małym Fiacie weźmie Mercedesa. – Proszę panów – mówię – rajd rajdem, ale kto właściwie najlepiej prowadzi samochód? Na wyobraźnię naszą, zwyczajnych śmiertelników, ogromnie oddziałują legendy o wyścigach na różnych sławnych torach, Słonych Jeziorach. Czy tamci, to coś jeszcze więcej niż wy? Znów uśmiechają się. Patrzą na siebie. Są trochę zakłopotani. Wreszcie jeden tłumaczy: – To zupełnie coś innego, inna konkurencja. Niemal tak, jakby porównać futbol z koszykówką, albo bieg na 10 km z biegiem przez płotki. Nie, tego nie można porównywać, rozumie pan? – Rozumiem – mówię i powtarzam jeszcze raz pytanie. 72 – No, więc tam u nich, oczywiście, podziw budzi brawura, opanowanie nerwów, refleks i te wszystkie aerodynamiczne cygara, istne cuda techniki. Ale... widzi pan... – i automobilista zwleka z dokończeniem zdania. Ktoś inny więc pali prosto z mostu: – Kilka lat temu w Rajdzie Monte Carlo startował legendarny Stirling Moss... – I co? – Nic. Nie dojechał. Kierowcy wyścigowi nigdy nie dokonali niczego wielkiego w naszym rajdzie. Gromadzi on zresztą naprawdę świetnych jeźdźców. Nie zapominajmy o dużej roli, jaką rajd spełnia w reklamie najsłynniejszych marek samochodowych. Nietrudno domyślić się, że kiedy idzie o tak ważną sprawę, jaką jest reklama, angażuje się w nią i pieniądze, i najlepsze siły. Ale w ogóle to są dwie różne konkurencje – rajdy i wyścigi. Ortodoksi, myślałem wtedy, mogą kwestionować czystość automobilizmu jako sportu. Już nie idzie nawet o reklamę, o business... Jaki to sport, jeśli tak dużą rolę odgrywa maszyna, a nie człowiek?! Ale oni przecież powiedzieli przed chwilą co innego. Dużo zależy od kierowcy, a chyba jeszcze i od jednej osoby... Mechanik! Wierny partner automobilistów. Będzie pracował całą noc przy śrubkach, przejrzy po raz dziesiąty maszynę, zanim dadzą sygnał, że czas zapalić silniki i ruszać na linię startu. Słynni automobiliści Stirling Moss, o którym była mowa przed chwilą, Hill, tragiczna ofiara wypadku szosowego – znakomity Hawthorn i inni mniej lub bardziej sławni kierowcy wyścigowi nie wychodzili do uroczystej dekoracji bez swych mechaników. Jury nakłada wieniec na ramiona zwycięzców wyścigu. Zwycięzca wzbrania się, rozgląda na wszystkie strony, szuka w tłumie czyjejś twarzy. Wreszcie znalazł... Woła najwierniejszego przyjaciela i niemal siłą wpycha jego głowę w otwór wieńca. Dwie umorusane, uszczęśliwione twarze w wieńcu: kierowca i jego mechanik