They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Powiedziałem jej, że jeśli spędzi u mnie trzy lata i nie nauczy się angielskiego, wyposażę ją i będzie mogła wrócić do Neapolu znaleźć sobie męża. Ale ona chce mieszkać tutaj i zostać Amerykanką. Muszę znaleźć dla niej jakiegoś ślepca. Spojrzałem na Bellarosę. To był prawdziwy Don, prawdziwy padrone, ktoś, kto potrafił pokierować cudzym życiem, okrutny i hojny zarazem. - Mówi pan po włosku? - zapytała go Susan. Machnął lekko ręką. - Cosi, cosi. Daję sobie radę - dodał. - Napoletanos mnie rozumieją. Stamtąd właśnie się wywodzę. Jestem napoletano. Ale 224 Sicilianos - Sycylijczycy - któż potrafi ich zrozumieć? To nie są prawdziwi Włosi. Gdzie nauczyła się pani włoskiego? - zapytał Susan. — Skąd pan wie, że mówię po włosku? — Od Dominica. - Uśmiechnął się. - Oznajmił mi, oczywiście po włosku: "Padrone, ta amerykańska dama z rudymi włosami mówi po włosku!" - Bellarosa roześmiał się. - Nie mógł się nadziwić. Susan uśmiechnęła się. — Właściwie nie mówię zbyt dobrze. Uczyłam się tego języka w szkole. Wybrałam go, bo specjalizowałam się w sztukach pięknych. — Tak? Dobrze, jeszcze panią sprawdzę. I tak gawędziliśmy przez kolejne dziesięć minut albo trochę dłużej i skłamałbym, gdybym powiedział, że źle się bawiłem. Ten człowiek wiedział, jak pełnić rolę gospodarza, jak opowiadać dowcipy i chociaż nie mówiliśmy o niczym ważnym ani odkrywczym, był wesoły i oży- wiony. W ciągu dziesięciu minut wykonał więcej gestów i min niż ja przez cały rok. Dolewał wszystkim sambuki, a potem zmienił zdanie i nalegał, żebyśmy spróbowali amaretto, które rozlał do świeżych kieliszków, nie przerywając rozmowy. Mieliśmy przed sobą człowieka, który najwyraźniej potrafił cieszyć się życiem, co było zrozumiałe u kogoś, kto miał świadomość, jak szybko może go ktoś pozbawić. - Czy zatrudnia pan strażników w środku domu, czy tylko Anthony'ego tam, na zewnątrz? - zapytałem go prosto z mostu. Przez dłuższy czas patrzył na mnie nic nie mówiąc. — Panie Sutter - oznajmił w końcu - człowiek, który osiągnął w tym kraju pewien stopień zamożności, musi, tak samo jak we Włoszech, chronić siebie i swoją rodzinę przed porywaczami i terrorystami. — Nie w Lattingtown - zapewniłem go. - Mamy tutaj bardzo ostre przepisy dotyczące bezpieczeństwa. Bellarosa uśmiechnął się. - My też ściśle przestrzegamy pewnej reguły, panie Sutter, i może pan o niej słyszał. Brzmi ona następująco: "Nigdy nie atakuj człowieka w jego własnym domu ani na oczach jego własnej rodziny". Więc nikt w tej okolicy nie powinien się martwić o te rzeczy. Okay? Rozmowa stawała się interesująca. - Być może będzie pan mógł uczestniczyć w następnym lokalnym zebraniu - powiedziałem - i zapewnić o tym wszystkim publicznie. 225 15 - Złote Wybrzeże Bellarosa spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Czując w sobie nagły przypływ odwagi, naciskałem go dalej. - Dlaczego więc zatrudnia pan tutaj ochronę? Pochylił się ku mnie. - Pytał mnie pan - powiedział cicho - czego nauczyłem się w La Salle. Powiem panu o jednej rzeczy, której się nauczyłem. Niezależnie od tego, jakie zawarłeś traktaty pokojowe, trzymasz posterunki przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. To sprawia, że wszyscy zachowują się uczciwie, a ludzie śpią spokojnie. Niech pan się nie martwi. - Poklepał mnie po ramieniu. - Jest pan tutaj bezpieczny. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. - Właściwie to ma pan podwójną ochronę, panie Bellarosa - poinformowałem go życzliwie. - Najlepsze życzenia od amerykań- skiego podatnika. Capisce? Roześmiał się i prychnął lekceważąco. - Zgadza się. Oni pilnują bramy, ale ja pilnuję własnego tyłka. A zatem wie pan o tym, panie Sutter? Jak pan się dowiedział? Miałem zamiar mu odpowiedzieć, ale w tej samej chwili poczułem kopnięcie w kostkę. Kopnięcie w kostkę nie oznacza oczywiście: "Jesteś taki czarujący i dowcipny, kochanie, proszę cię, mów dalej". — Czy nie mogłabym pomóc pani Bellarosie w kuchni? - zapytała Susan naszego gospodarza. — Nie, nie. Sama sobie poradzi. Powiem wam, co teraz robi, bo tak się składa, że wiem. Nadziewa canolli. Wiecie, kiedy kupuje się je gotowe, nawet w dobrych piekarniach, ciasto robi się czasami wilgotne. Moja żona kupuje więc osobno muszelki i osobno krem albo sama go robi i nadziewa, nadziewa, nadziewa. Łyżką. Susan kiwnęła głową niezbyt pewnie, jak sądzę. Trochę mnie chyba dziwiła rubaszność i bezpośredniość tego człowieka, podobnie jak fakt, że jego żona siedziała w kuchni ich własnego pałacu, nadziewając ciasteczka łyżką. Sutterowie najwyraźniej mu nie imponowali, to pewne. Nie wiedziałem, czy mam się czuć urażony, czy zaniepokojony. Tymczasem drzwi uchyliły się ponownie i do środka weszła dobrze zbudowana blondynka niosąc olbrzymią tacę wypełnioną ciasteczkami, których było dosyć, by wyżywić średniej wielkości chińskie miasto. Nie widziałem dobrze jej twarzy, ale ręce miała wysunięte daleko do 226 przodu, by nic nie ugniatało jej piersi i błyskawicznie domyśliłem się, że to musi być pani B. Wstałem, podobnie jak Bellarosa, który odebrał tacę z rąk kobiety. - To moja żona, Anna - powiedział. Postawił tacę na stole. - Anno, to państwo Sutter. * Anna otarła ręce o biodra i uśmiechnęła się. - Witam. - Uścisnęły sobie dłonie z Susan, po czym odwróciła się do mnie. Nasze oczy spotkały się, nasze dłonie zetknęły, a usta rozchyliły w uśmiechu. Pani Bellarosie zadrżała brew. - Miło mi panią poznać - powiedziałem. Nie odrywała ode mnie wzroku i zdawało mi się, że słyszę, jak pomiędzy jej zwężonymi oczyma włączają się dawne synapsy. Klik, klik, klik. - Czy nie spotkaliśmy się już wcześniej albo coś w tym rodza- ju? - zapytała. Zaniepokoiło mnie zwłaszcza owo "coś w tym rodzaju"