They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

To prawdziwa rewelacja w porównaniu z tym, co mieliśmy na początku. Kevin spróbował uruchomić urządzenie. Z pomocą Bertrama szybko uzyskał obraz wyspy z czerwonym, migającym punktem. Edwards pokazał jeszcze, jak zejść z mapy ogólnej, pomniejszając skalę, aż uzyska się obraz kwadratu o boku około piętnastu metrów. - Kiedy jesteś tak blisko, używasz tego - powiedział Bertram i wręczył Kevinowi instrument wyglądający jak lampa błyskowa z panelem cyfrowym niczym z pilota telewizyjnego. - Wpisujesz w to te same dane. To działa jak kierunkowa radiolatarnia. Im bliżej znajdujesz się poszukiwanego zwierzęcia, tym głośniej popiskuje. Kiedy obraz obiektu jest czysty, dźwięk będzie jednostajny. W takiej sytuacji musisz jedynie użyć pistoletu z nabojem usypiającym. - Jak działa ten system? - zapytał Kevin. Zatopiwszy się całkowicie w biomolekularnych aspektach swojego projektu, zupełnie nie zwracał uwagi na zagadnienia logistyczne. Odwiedził wyspę raz, pięć lat temu, kiedy rozpoczynano przedsięwzięcie, ale to było wszystko. Nigdy nie wypytywał o wszystkie szczegóły prowadzonych prac. - To system satelitarny - wyjawił Bertram. - Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że znam detale. Każde zwierzę ma wszczepiony pod skórę mikroprocesor z wysokiej jakości baterią o wydłużonym czasie działania. Sygnał wysyłany z mikroprocesora jest słaby, ale wyłapuje go sieć założona na wyspie, sygnał ulega wzmocnieniu i jest transmitowany w postaci mikrofal. Kevin chciał oddać Bertramowi urządzenia, ale weterynarz podniósł ręce i powiedział: - Nie, nie, zatrzymaj je, Kevin. Mamy tego sporo. - Ale ja tego nie potrzebuję - zaprotestował Kevin. - Coś ty, Kevin - połajał go żartobliwie Bertram, klepiąc jednocześnie po plecach. Uderzenie było jednak na tyle silne, że Kevin zrobił krok do przodu. - Wyluzuj się, stary! Jesteś stanowczo zbyt poważny. - Bertram usiadł przy biurku, sięgnął po informacje telefoniczne i zaczął je przeglądać, jakby był w gabinecie sam. Kevin spojrzał na elektroniczne gadżety, które trzymał w rękach, i zastanawiał się, co ma z nimi zrobić. Bez wątpienia były drogimi urządzeniami. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać w związku z projektem? - zapytał nagle Bertram. Spojrzał znad karteczek. - Ludzie zawsze narzekają, że nie dopuszczam ich do słowa. Co ci chodzi po głowie? - Jestem zaniepokojony - przyznał Kevin. - Czym? Sprawy nie mogłyby iść lepiej. - Znowu widziałem dym. - Co? Masz na myśli taką smugę dymu, o której wspominałeś w zeszłym tygodniu? - Rzeczywiście - przyznał Kevin. - I z tego samego rejonu wyspy. - Ach, to nic poważnego - zlekceważył informację Bertram i machnął ręką. - Właściwie co noc mamy burze z wyładowaniami elektrycznymi. Każdy wie, że pioruny mogą wywoływać pożary. - W tak mokrym środowisku? - zapytał Kevin. - Sądziłem, że pioruny wywołują pożary na sawannie, w porze suchej, a nie w czasie deszczów w tropikalnej dżungli. - Piorun może wzniecić ogień wszędzie - twierdził uparcie Bertram. - Pomyśl o temperaturze, jaka towarzyszy takiemu wyładowaniu. Pamiętaj, że piorun to nic innego jak wypromieniowana energia o niesamowicie wysokiej temperaturze. To niewiarygodne zjawisko. - Cóż, może - Kevin nie był przekonany. - Ale nawet gdyby ten ogień pochodził od pioruna, czy długo by się utrzymał? - Ależ ty jesteś zawzięty - stwierdził Bertram. - Dzieliłeś się z kimś swoimi strachami? - Rozmawiałem tylko z Raymondem Lyonsem. Dzwonił wczoraj w innej sprawie. - I co odpowiedział? - Żebym nie puszczał wodzy fantazji - przyznał Kevin. - Powiedziałbym, że to dobra rada. Popieram wniosek. - No, nie wiem. Może powinniśmy tam pójść i sprawdzić - zaproponował Kevin. - Nie! - Bertram aż sapnął. Na krótką, ulotną chwilę usta ułożyły mu się w cienką kreskę, a jego niebieskie oczy spojrzały przeszywająco. Natychmiast jednak twarz mu się rozluźniła. - Nie chcę iść na wyspę, chyba że po to, co tam trzymamy. Takie były założenia planu i, do cholery, będziemy się ich trzymać. Dopóki wszystko dobrze się układa, nie chcę ryzykować. Zwierzęta mają pozostać w izolacji, nie niepokojone. Jedynie Pigmej Alphonse Kimba, może tam chodzić, i to wyłącznie po to, aby rozłożyć na wyspie dodatkowe pożywienie. - Może mógłbym tam pójść sam - zasugerował Kevin. - Nie zabierze mi to wiele czasu i może uspokoi moje obawy. - Absolutnie nie! - powiedział Bertram z naciskiem. - Ta część projektu jest pod moją ochroną i zabraniam tobie i wszystkim innym wchodzenia na wyspę. - Nie wydaje mi się, żeby to miało aż tak wielkie znaczenie - Kevin obstawał przy swoim. - Nie chcę przecież niepokoić zwierząt. - Nie! - kategorycznie rzucił Bertram. - Nie będzie żadnych wyjątków. Chcemy, żeby to były dzikie zwierzęta, a to oznacza ograniczenie kontaktów do minimum. Poza tym tworzymy tak małą społeczność, że podobne wizyty wywołają plotki, a tego także nie chcemy